SportoweBeskidy.pl: Zdecydowana większość kibiców, którzy wypowiadali się pod naszymi postami dotyczącymi zatrudnienia trenera Roberta Kasperczyka, uznała taką decyzję władz klubu nie inaczej, jak pogodzenie się ze spadkiem. Zgodzi się pan z tym?
Władysław Szypuła:
Mam akurat w tej kwestii odmienne zdanie. Może też dlatego, że bardzo dobrze znam trenera Kasperczyka z czasów, gdy po raz pierwszy forsowaliśmy bramy ekstraklasy. To trener, który przychodzi do Podbeskidzia po to, żeby z pełnym zaangażowaniem naprawdę solidnie wziąć się do pracy. Na tym etapie, w którym obecnie klub się znajduje, to najbardziej rozsądna decyzja. Co ważne, uwzględniająca zarówno czynnik finansowy, jak i sportowy.

SportoweBeskidy.pl: A inni kandydaci, którzy przewijali się jako potencjalni szkoleniowcy „Górali”? W przeciwieństwie do trenera Kasperczyka w ostatnich latach pracowali w różnych klubach...
W.Sz.:
Dla większości Podbeskidzie byłoby po prostu kolejnym epizodem w trenerskiej karierze. Uda się utrzymać zespół w ekstraklasie to super, a jeśli nie to trudno. Mówiło się o trenerach, którzy – jak to się zwykło określać – z nie jednego pieca chleba jedli. A przecież wcale spektakularnych sukcesów w swoich poprzednich klubach nie odnosili. Trener Kasperczyk wykonywał konkretne zadania w Cracovii, gdzie był odpowiedzialny za rozwój grup młodzieżowych. Z tego, co wiem jego praca oceniana była bardzo wysoko i na pewno też z dobrym skutkiem przełoży się to na Podbeskidzie.


SportoweBeskidy.pl: Uważa pan, że Podbeskidzie obierze w jakimś sensie kurs na młodzież?
W.Sz.:
Myślę, że będzie się starał zwracać szczególną uwagę na młodych piłkarzy, którzy funkcjonując przy ekstraklasowej drużynie mogliby sporo się nauczyć. Istotne jest, że ma doskonałe rozeznanie nie tylko na południu, ale i w całej Polsce. Osobiście cieszyłbym się, aby coś w tej materii ruszyło. W 2011 roku, po awansie do ekstraklasy, podjęliśmy próbę stworzenia w Bielsku-Białej akademii z prawdziwego zdarzenia. Po to zatrudniony został fachowiec w osobie trenera Włodzimierza Małowiejskiego. Byłem przekonany, że ten pomysł „wypali”, gwarantując Podbeskidziu naturalny dopływ utalentowanej młodzieży i wpływając docelowo na poprawę budżetu klubu. Grupa ludzi, która doprowadziła do awansu z różnych przyczyn jednak z klubem się pożegnała, zwolniono trenera Małowiejskiego i zaprzepaszczono wtedy budowę czegoś fajnie się zapowiadającego.

SportoweBeskidy.pl: Widzi pan trenera Kasperczyka jako człowieka dokonującego wstrząsu, bo taki chyba w obecnej sytuacji wydaje się konieczny?
W.Sz.:
Uważam, że nie chodzi tu o wstrząs, a racjonalne podejście do zawodników. Konieczne jest wyeliminowanie atmosfery niepewności i wykrzesanie „maksa” z tych piłkarzy, którzy na wiosnę w Podbeskidziu pozostaną. To akurat trener Kasperczyk doskonale potrafi. Przypomnę, że po przyjściu do klubu w 2010 roku w trudnej sytuacji nie dopuścił do spadku do II ligi, a bardzo poważnie byliśmy tym zagrożeni. Był wówczas niesamowity nacisk na klub, aby po paru miesiącach pracy trenera Kasperczyka zwolnić. Daliśmy mu jednak szansę, nie uginając się pod presją również ze strony kibiców. W efekcie udowodnił, że potrafi wiele dobrego zrobić. Awans do ekstraklasy to jego dzieło.

SportoweBeskidy.pl: A może obecna drużyna potencjału na grę w naszej piłkarskiej elicie jednak nie ma?
W.Sz.:
Nie chcę nikogo urazić, ale niestety transfery dokonywane przez klub w ostatnim czasie nie były trafne. Dobre decyzje można niestety zliczyć na palcach jednej ręki. Podbeskidzia nie stać na ściąganie zawodników będących w szczycie formy i tak w zasadzie było zawsze. Natomiast musi być zachowany w tych manewrach personalnych zdrowy rozsądek. Gdy zbyt duża grupa zawodników przychodzi, aby odbudować się właśnie w Podbeskidziu, to trudno spodziewać się olśniewających wyników. Większość pieniędzy przeznaczonych na transfery została źle spożytkowana na piłkarzy grających w zasadzie jakieś „ogony”. To już sprawa prezesa, ale moje zdanie jest takie, że dział sportowy powinien funkcjonować inaczej, niż dzieje się to obecnie.
Dobrze, że prezes Bogdan Kłys zdecydował się na ruch z dyrektorem sportowym, bo rynek słowacki i czeski trzeba bezwzględnie brać pod uwagę jako właściwy dla Podbeskidzia. Przez lata mieliśmy tu takich zawodników, jak Matus, Dancik, Zajac, Metelka, Demjan, Nather czy Sloboda, którzy dawali z siebie wszystko i naprawdę gryźli trawę za Podbeskidzie. To niezbędne, aby myśleć o utrzymaniu. Utożsamianie się z klubem ma według mnie ogromne znaczenie. Na tym polu jest sporo do poprawy. Jestem w każdym razie przekonany, że frajerski epizod spadku z ekstraklasy nie powtórzy się w tym sezonie.