SportoweBeskidy.pl: Część kibiców BKS-u pewnie pamięta twoje początki w klubie. Byłaś jeszcze licealistką, gdy tu debiutowałaś...
Joanna Staniucha-Szczurek:
Zostałyśmy rzucone na „głęboką wodę” i szybko musiałyśmy wkroczyć w „dorosłą” siatkówkę. Miałyśmy po 17 lat i przyszło nam rywalizować z najlepszymi wtedy zespołami w Polsce. Przewidywano nam walkę o utrzymanie, tymczasem wszystkich zaskoczyłyśmy. Brązowy medal, jaki wtedy zdobyłyśmy był wielkim sukcesem. Z początku rywalki nas lekceważyły i były przekonane, że przyjeżdżają do Bielska po łatwe zwycięstwo. Później okazywało się, że nie jest łatwo z nami wygrać. Nikt się nie spodziewał, że młody zespół tak się postawi.

SportoweBeskidy.pl: Twoja kariera zaczęła się więc z przytupem. Później były w niej ostatecznie tylko dwa kluby – z Bielska-Białej i Dąbrowy Górniczej. Dlaczego?
J.S-S.:
Nie lubiłam zmian, a tak się złożyło, że w obu klubach było mi bardzo dobrze i niczego w nich nie brakowało. Mimo różnych momentów więcej było jednak tych pozytywnych. Co dla mnie miało znaczenie mogłam i w Bielsku, i w Dąbrowie często grać. Może dlatego moje kości dziś to zaczynają już odczuwać (śmiech).

SportoweBeskidy.pl: Najmilsze wspomnienia z siatkarskiej przygody?
J.S-S.:
Wszystkie zdobyte medale i trofea dostarczyły mi wiele satysfakcji. Mistrzostwa Polski z BKS-em w 2003 i 2004 roku, następnie Puchar Polski. Były też wyjątkowe mecze. Na myśl przychodzi mi choćby zwycięstwo 3:2 w styczniu 2005 r. ze słynnym Foppapedretti Bergamo w wypełnionej po brzegi hali przy Rychlińskiego. W Dąbrowie Górniczej zdobyłam z drużyną brąz i srebro do medalowej kolekcji. Nie zapomnę rywalizacji z zespołem z Sopotu, gdy byłyśmy tak blisko mistrzostwa Polski. Już widziałyśmy się ze złotymi medalami na szyjach, tymczasem przegrałyśmy finał pomimo piłek meczowych.


SportoweBeskidy.pl: Bez względu na to, jak się zakończy sezon obecny, zarówno 7., jak i 8. miejsce to chyba spore rozczarowanie?
J.S-S.:
Przyznam, że miesiąc temu miałam złe myśli, bo bardzo prawdopodobna była konieczność walki o utrzymanie do samego końca sezonu. Wyobrażałyśmy sobie ten sezon inaczej. Sama mówiłam, że zakończę karierę, gdy zdobędę jeszcze jeden medal w Bielsku. Wierzyłam, że BKS Profi Credit w tym sezonie na to stać. Wszystko potoczyło się inaczej, ale chciałabym zwrócić uwagę na to, że liga bardzo się wyrównała. Nie było w tym sezonie zespołów, które odstawałyby od reszty, każdy zdobywał punkty i sprawiał niespodzianki. Patrząc na to, jak układały się nasze losy gra o 7. miejsce nie jest taka negatywna, bo miałyśmy „załamkę” w trakcie rozgrywek. Brakowało nam szczęścia i przełamania, dobrze, że wygrałyśmy w Pile i Sopocie, bo te spotkania nas odblokowały. Przyznam, że nigdy nie grałam o 7. lokatę, z reguły kończyłam sezony walcząc z moimi klubami o medale. Ale cóż, chcemy zająć to wyższe miejsce i przede wszystkim zakończyć sezon ze zwycięstwem.

SportoweBeskidy.pl: Ty chyba wyjątkowo w całym zespole – niedzielny mecz z Giacomini Budowlanymi Toruń będzie twoim ostatnim w karierze i zapewne szczególnym?
J.S-S.:
Będzie to rzeczywiście mecz inny od pozostałych. Po nim trzeba będzie się przestawić i żyć już bez gry w siatkówkę. Czuję się spełniona jako siatkarka. Robiłam przez cały czas to, co było moją pasją. Zakończenie kariery planowałam już po sezonie poprzednim w barwach Tauronu MKS, ale miałyśmy wtedy fatalną serię porażek i nie chciałam w ten sposób odchodzić. Gdy byłyśmy teraz w Toruniu śmiałyśmy się z Becci Pavan, z którą grałyśmy razem w Dąbrowie, że znów będzie mogła zagrać na moje pożegnanie z parkietem. Ale zaręczam, że to już naprawdę ten ostatni mecz.

SportoweBeskidy.pl: Zostaniesz przy siatkówce?
J.S-S.:
Chciałabym. Nie wyobrażam sobie na dziś, aby robić coś innego. Zawsze myślałam o tym, że gdy zakończę karierę będę pracować z dziećmi. Fajnie byłoby, gdyby się to spełniło. Teraz najważniejsza jest jednak dla mnie rodzina. Mieszkam niedaleko Bielska i nie zamierzam tego zmieniać. Świetnie się tu czuję, tu poznałam męża, założyłam rodzinę. Nie wyobrażam sobie być gdzieś indziej.

SportoweBeskidy.pl: Koniec kariery to także czas podziękowań...
J.S-S.:
Z mojej strony chciałabym ogromne słowa wdzięczności skierować w stronę kibiców. Odczuwałem ich wsparcie, spotykając się na każdym kroku z wieloma pozytywnymi reakcjami. Tak było i w Bielsku, i Dąbrowie. Kibice, ale także osoby wspierające kluby są bardzo ważni, to dla nich przecież gramy. Dziękuję też wszystkim trenerom, z którymi miałam przyjemność pracować i rodzinie, która zawsze mnie wspierała, a w szczególności mężowi Wojtkowi.