Faworyt pucharowej batalii kwestię awansu rozstrzygnąć zamierzał szybko, a w ślad za tym rychło przystąpił do ataków. Już w 3. minucie nadarzyła się wymarzona szansa, by prowadzenie zdobyć, jednak Damian Szczęsny egzekwujący "11" od golkipera LKS-u nie zaprezentował się lepiej. Jeszcze w tym kwadransie Beskid dopiął natomiast i tak swego. Szczęsny zrehabilitował się asystą, a Adrian Borkała nie zawiódł jako egzekutor. Minutę 20. skoczowianie znów okrasili zyskiem. Z podania Michała Szczyrby pożytek uczynił Tomasz Juraszek. Kiedy w 24. minucie sam Szczyrba postarał się o gola, o sensacji w Goleszowie nikt już nawet nieśmiało nie przebąkiwał.
 


I jak okazało się na przestrzeni drugiej połowy spotkania - całkowicie słusznie, wietrząc bardziej niż pościgu a-klasowicza kanonady ze strony podopiecznych Bartosza Woźniaka. Między 70. a 72. minutą gry Beskid niemal podwoił pucharowe łup. Snajperskim nosem wykazał się po dwakroć Kamil Janik, zaś Szczyrba i Szczęsny wtórnie notowali otwierające podania. 82. minuta i gol na 6:0 to zasługa... obrońców - Kamila Kotrysa jako dogrywającego i Cezarego Ferfeckiego kierującego futbolówkę do celu. Wynik ustalił w 87. minucie Borkała, co tylko uwypukliło dzisiejszą ofensywną "pazerność" dobrze dysponowanej ekipy ze Skoczowa.

Reprezentant „okręgówki” nie doczekał się zatem w Goleszowie przeprawy nadmiernie skomplikowanej. – Nie zlekceważyliśmy rywala, podeszliśmy do meczu bardzo poważnie, a dobra organizacja gry i praca nad budowaniem akcji przełożyła się na taki efekt końcowy. Nie ukrywam, że taka postawa jest satysfakcjonująca – skwitował szkoleniowiec skoczowian.