To nie był ciekawy mecz dla oka kibica. Jedynie koneserzy defensywnej gry pokroju Jose Mourinho mogli być ukontentowani tym spotkaniem. Nie działo się w nim wiele – przyznał po ostatnim gwizdku trener LKS-u Czaniec, Szymon Waligóra. 

 

 

I owszem, często jest tak, że mecz, który skupia sporą uwagę futbolowych entuzjastów okazuje się być najzwyczajniej w świecie nudny. Tak było i w przypadku konfrontacji Drzewiarza i LKS-u. Obie ekipy nastawiły się na grę defensywną, nieśmiało wyprowadzając akcje bramkowe. Goście w premierowej odsłonie spotkania nie mieli żadnej podbramkowej okazji. Zawodnicy Drzewiarza z kolei bliscy objęcia prowadzenia po zamieszaniu, które wyniknęło nie z akcji, a stałego fragmentu. W podbramkowym nieładzie drużynę z Czańca dwukrotnie uratowała jednak poprzeczka. 

 

Po zmianie stron działo się już więcej. W 50. minucie faulowany w polu karnym Drzewiarza był Paweł Flis, a z 11. metrów nie pomylił się niezawodny Ilya Nazdryn-Platnitski. 5 minut później arbiter wskazał ponownie na "wapno", tym razem dla zawodników z Jasienicy po faulu Szymona Trojaka, lecz tym razem nie został on zamieniony na gola. W końcówce meczu rezultat mogli podwyższyć goście, lecz uderzenie z 5. metra Filipa Handy zatrzymali obrońcy Drzewiarza.