SportoweBeskidy.pl: Wie pan co mnie dziwi? 
Krzysztof Adamiec: Tak?
 
SportoweBeskidy.pl: Te rozstania klubów z trenerami w czasie pandemii. Nie mogę tego trochę zrozumieć. Ale może właśnie prezes mi wyjaśni?
K.A.: Ja powiem tylko tyle, to była wspólna decyzja zarządu i trenera. Wojciech Jarosz stwierdził, iż nie może dalej trenować zespołu i zaakceptowaliśmy to. Zresztą, sam się już wypowiedział na waszych łamach, że nie mógł się porozumieć z nami i przystać na przedstawione mu warunki. W każdym razie rozstaliśmy się w miłej atmosferze, w atmosferze zgody.

SportoweBeskidy.pl: Jakie to były warunki?
K.A.:
Nie chcę wchodzić w szczegóły. Każdy, kto potrafi czytać ze zrozumieniem, będzie wiedział, że chodzi o finanse. Chodziło o redukcję wynagrodzenia, ale nie drastyczną. 
 
SportoweBeskidy.pl: A jak ocenia pan pracę Wojciecha Jarosza w MRKS-ie?
K.A: Jak najbardziej pozytywnie! Nie było nigdy sporów, nasza współpraca była w porządku. Z wyniku również jesteśmy zadowoleni. Uważam, że to był rezultat na miarę naszych możliwości, choć w rundzie jesiennej przez chwilę byliśmy na 1. miejscu. Trochę zmieniliśmy filozofię, postawiliśmy na zdolnych chłopaków z okolicy i uważam, że to zdało egzamin.
 
SportoweBeskidy.pl: Nie zawsze tak było... Zdarzały się zaciągi w MRKS-ie.
K.A.: Była taka sytuacja. Był wtedy ktoś, kto miał duży wpływ na finansowanie zawodników. Sponsorowi wolno. Optymalnym wariantem jest jednak połączenie młodzieży z doświadczeniem.
 
SportoweBeskidy.pl: Ostatnio jak rozmawialiśmy mówił prezes o rezygnacji kilku firm ze sponsorowania MRKS-u. Jak pandemia wpłynęła na czechowicki klub? 
K.A.:
Na dziś już 5 firm zrezygnowało ze sponsorowania. Z każdą z nich jednak rozmawiamy i kiedy sytuacja gospodarcza się poprawi, wrócimy do tego tematu. Cały świat poniósł znaczne straty, my również. Mieliśmy wpływy z zarządzania boiskiem ze sztuczną nawierzchnią. W tej materii również zanotowaliśmy spory spadek. Na szczęście miasto nie mówi nic o obcięciu dotacji. Każdy rozsądnie myślący zarząd robi pewne redukcje, nie ma siły. Moim marzeniem jest, aby było tak, jak prezes Boniek mówi, żeby IV liga była ligą w pełni amatorską. Trzeba jednak pamiętać, że jest to bzdura i wariant zupełnie nierealny. 
 
SportoweBeskidy.pl: Jak wygląda u was kwestia rozliczeń za okres, w którym zawieszone były treningi i mecze? 
K.A.: No... zero. Jeśli ktoś nie przyjeżdża na treningi, ani na mecze, to uważam, że w tej sytuacji płacenie byłoby absurdem. Postojowe mają firmy, które zatrudniają pracowników na umowę o pracę. My tego nie robimy. Sponsorzy odchodzą, w kasach samorządów coraz mniej pieniędzy... Jeśli kogoś stać na to, aby płacić w tym okresie, to gratuluję. Z tego, co wiem, nie jesteśmy jednak wyjątkiem. 

SportoweBeskidy.pl: Coś już wiadomo na temat następcy trenera Jarosza?
K.A.: Jeszcze nie. Szczerze mówiąc, było to dość niespodziewane. Mamy jednak komfortową sytuację. Czasu jest dużo i myślę, że chętnych nie będzie brakować. Spokojnie wybierzemy następcę, a pierwsze CV już do nas wpływają. 
 
SportoweBeskidy.pl: To będzie trener "z nazwiskiem" czy wariant oszczędnościowy? 
K.A.: Mamy pewną pulę dla trenera i nie jest taka mała. Nie zatrudnimy jednak trenera, który żyje z tego. Musi to lubić, a przy okazji będzie to dla niego okazja całkiem dobrze dorobić. 

SportoweBeskidy.pl: Kończąc, chyba pan często śledzi opinię mediów, co już się przewinęło się kilka razy w naszej rozmowie.
K.A.: No tak. Śledzę na bieżąco, co się dzieje w naszym sporcie i w okolicy. Ale nie dajmy się zwariować.
 
SportoweBeskidy.pl: No i też często dostaje się nam w komentarzach od pana i innych członków zarządu MRKS-u. A tu proszę, można porozmawiać w miłej atmosferze. 
K.A.: No Boże (śmiech). Jestem już w piłce kilkanaście lat, pewne rzeczy mi się nie podobają i zawsze mówię to otwarcie - taki już jestem. Nie piszę jednak wulgarnych komentarzy, prawda? Poza tym, lubimy się, a człowiek z wiekiem przewartościowuje swoje życie, aby mniej się stresować i bardziej skupić na zdrowiu.