Wszystkich nas mocno zabolała porażka biało-czerwonych handbalistów z Katarem. W zespole naftowych szejków, jak w soczewce uwidoczniła się patologia dzisiejszego sportu przeszytego komercją, przekupstwem, kasą często niewiadomego pochodzenia. Jesteśmy słusznie oburzeni i zniesmaczeni, że zespół Kataru to nie żadna narodowa reprezentacja, a drużyna sportowych najemników, którym wypłaca się ogromne pieniądze i składa się ona aż z 8 narodowości.

wojtulewski Mamy w naszych głowach i sercach ułożony świat według sportowych, moralnych wartości, związany z przywiązaniem do barw klubowych czy symboli narodowych. W każdym razie żyjemy w trochę utopijnym świecie i ciągle nam się wydaje, że nasze idee są zgodne z rzeczywistym światem sportowym. Wychowani jesteśmy w świecie wartości reprezentacji narodowej, związani z drużynami klubowymi naszego miasta czy regionu. Tego chce własna sportowa wyobraźnia, nasz sportowy świat wartości. Ale powiem wam ze smutkiem, że jak patrzę na realny świat sportowy „to już wszystko było”. Tak mogę powiedzieć o polskim sporcie również i o bielskim tak nam bliskim. Ostatnim wielkim bielskim sportowcem, którego wszyscy mieli mieć u siebie był najlepszy polski pięściarz w historii tej dyscypliny – bielszczanin z krwi i kości, wierny swojemu miastu i klubowi BBTS – Zbigniew Pietrzykowski. Sportowy symbol naszego miasta.

Powtórzę jeszcze raz: tamte czasy nie wrócą. Patrząc na ogromną kasę dla najemników w zespole Kataru popatrzmy też i na siebie. My też, mam na myśli reprezentację biało-czerwonych, mieliśmy i mamy brutalnie mówiąc własnych najemników, słabszych ekonomicznie od siebie i postępujemy według zasady kto bogatemu zabroni lub cytując klasyka „kasa misiu kasa”. Niestety, też zaakceptowaliśmy tą „wstrętną kasę w sporcie i to w tym klubowym i narodowym”. Czy to nie jest podwójne stosowanie zasad sportowej moralności? Jak przeciwko nam grają i płacą to patologia, a jak my zabieramy słabszym i płacimy to cacy? Powiem więcej. Nasi klubowi, narodowi bohaterowie wcielali się w armię najemników i szli za lepszym życiem, większą kasą, sławą i my im to beztrosko wybaczaliśmy i nadal ich lubimy cenimy. Wielu pozostaje do dzisiaj symbolami naszego sportu.

U nas też szukają lepszego życia sportowcy z innych krajów. Przypomnijcie sobie pierwszego czarnoskórego piłkarza Emanuela Olisadebe grającego w naszego reprezentacji. Debiutował u Jerzego Engela. Występował na mistrzostwach świata w Korei i Japonii. W reprezentacji strzelił 11 bramek. A pamiętacie Brazylijczyka Rogera Guerreiro grającego w mistrzostwach Europy w 2008 roku? Przypomnijcie sobie Obraniaka, Perquisa, Boenischa czy Cionka. Niektórzy z nich nie znali polskiego języka i nawet nie rozumieli słów hymnu. A nasz eksport z kraju zagranicę? W dużej mierze miał znaczny podtekst polityczny. Sportowcy uwikłali się nie z własnej woli między dwa systemy totalitarne. Ten brunatny i ten czerwony. Takim sportowcem był Władysław Kozakiewicz, do dziś wspomina się jego gest skierowany do kibiców zgromadzonych na moskiewskich Łużnikach w 1980 roku. Ale w 1985 r. wyjechał on do Niemiec i otrzymał tamtejsze obywatelstwo. A w 1986 dwa razy poprawił rekord swojej nowej ojczyzny w skoku o tyczce. W mroczną politykę z nie własnej woli uwikłał się też Ernest Wilimowski, polski reprezentant w piłce nożnej, który w latach 1934-39 rozegrał w barwach biało-czerwonych 22 mecze i strzelił 21 bramek. A w latach 1941-43 w reprezentacji Niemiec wystąpił 8 razy i strzelił 13 goli. Losy tych dwóch wybitnych sportowców są jednak wyraźnie odmienne od typowych finansowych najemników. Często polityczne układy, z którymi nie mieli nic wspólnego, decydowały o ich wyborze. Ale tak było, takie są fakty i warto je teraz przypomnieć.

Przełom lat 80. i 90., kiedy to w Polsce i Europie opada żelazna kurtyna, powoduje znaczne ożywienie ruchu sportowców szukających lepszego życia, większych pieniędzy niż mogą uzyskać w klubach własnego kraju. Wtedy do polskiej piłkarskiej ekstraklasy przybywają pierwsi piłkarze z zagranicy – Valdas Kasparavicius, Algis Mackevicius, Gintaras Kviliunas. Litwini z Atlantasu Kłajpeda zasilili Jagiellonię Białystok. A kilka lat później w ówczesnym Ceramedzie Bielsko-Biała debiutuje pierwszy czarnoskóry zawodnik Samson Godwin, sprowadzony z Nigerii. Pamiętam dobrze, że zamieszkuje w domu wczasowym Transportowiec pod Szyndzielnią, opiekuje się nim znany bielski piłkarz Piotr Kalinowski. Na początku lat 90. najlepszymi siatkarzami BBTS Bielsko byli Estończyk Ilmar Naglis i Rosjanin Wadim Piwowarow. Siatkarki BKS wzmocniły się również w sezonie 1989/90 dwoma zagranicznymi zawodniczkami, które przybyły do Bielska-Białej i stanowiły znaczne wzmocnienie zespołu. Były to Rosjanka Tatjana Kawtajłowa i Litwinka Dajva Vojtuloniene.

Dziś po latach od tych wydarzeń całkiem spokojniej patrzymy na te transfery międzynarodowe, jak również międzyklubowe. W jednych przypadkach dzieje się to za zgodą sportowców, sami tego oczekują i pragną, a w innych wrzuceni politycznej machiny byli z pewnością manipulowani. Taki świat ułożyły sobie dzisiejsze pokolenia i musimy to akceptować. Powtórzę, że niestety dzisiejszy sport ma niewiele wspólnego z tym sportem z epoki romantyzmu sprzed kilku dziesiątków lat. Niestety, największą wartością sportu jest pieniądz. I choć w naszych głowach mamy sentymentalne marzenia o barwach klubowych, o przywiązaniu do nich sportowców, i myślimy o własnych wychowankach, orzełku na reprezentacyjnym dresie, to jednak coraz częściej będą dochodziły do nas takie zjawiska patologiczne, jak zespół najemników sportowych z Kataru.  Ale kto bogatemu zabroni?

Ze sportowym pozdrowieniem Sławomir Wojtulewski