Goście nie zaprezentowali w Łękawicy niczego nadzwyczajnego. Potrafili jednak przeprowadzić takie akcje ofensywne, na które Orzeł recepty nie znalazł. Wrzutki w pole karne z bocznych sektorów boiska dały „dwójce” zyski bramkowe w równej wysokości w obu połowach – nieco ponad kwadrans po zainicjowaniu gry oraz kiedy taki czasowy odcinek pozostał do finiszu meczu.
 



Co równie istotne, tyszanie znajdywali odpowiedź na wszelakie zaczepne próby piłkarzy z Łękawicy, na czele z szarżami Roberta Mrózka. – To za mało, bo rywale znają już nasz najistotniejszy atut i potrafią się na niego przygotować – klaruje Seweryn Kosiec, trener miejscowych. – Potrzebujemy większego impulsu w ofensywie. Niewątpliwie ta kwestia wymaga przemyślenia i wprowadzenia takich rozwiązań, które umożliwią utrzymywanie się nam dłużej przy piłce na połowie przeciwnika – komentuje szkoleniowiec „bezzębnego” dziś Orła.