Nie jest to jak na razie sezon o jakim marzyli polscy skoczkowie i ich kibice. Tym bardziej wobec rozdmuchanych nadziei po sezonie poprzednim. Ekipa biało-czerwonych przypomina na dziś leczącego się pacjenta. Jest pod stałą obserwacją, ciągle jednak czuje się kiepsko. Niby wiadomo co mu dolega, ale trudno o kurację, która przyniosłaby całkowite uzdrowienie. Leczenie trwa i trwa. Efektów na dłuższą metę jakoś nie widać.

MN felieton Nikomu – no może poza konkurentami polskich skoczków – obecna sytuacja nie jest w smak. W 2013 roku narodziła się drużyna, która na mistrzostwach świata zdobyła historyczny medal. Było to następstwem konsekwentnej i cierpliwej pracy. Na najwyższy poziom światowy wkroczył Kamil Stoch, „odpalił” Piotr Żyła, a kibice na świecie poznali talenty Macieja Kota czy Dawida Kubackiego. Dziś, poza niezniszczalnym Stochem, wszyscy przeżywają chwile raczej gorsze, niż lepsze. Swoich skoków wstydzą się sami zawodnicy, którzy mają świadomość, że oczekiwań nie spełniają.

Spory ból głowy ma trener Łukasz Kruczek. Bo jak tu zestawić drużynę, która ma powalczyć o przyzwoite miejsce podczas zbliżającego się czempionatu? Pewniak jest jeden. Kamil Stoch. Piotr Żyła raczej też, ale bynajmniej nie z powodu nadzwyczajnej i równej dyspozycji. Stabilny jest Aleksander Zniszczoł. Czwarty do „brydża”? Najwyżej stoją chyba szanse Kubackiego i Murańki. Nie ma się co oszukiwać – polskiemu kwartetowi o sukces będzie ciężko. Bardzo ciężko. Drużyny z medalowymi aspiracjami mają bez wątpienia Niemcy, Austriacy, Norwegowie i Słoweńcy. Dwie z tych ekip poza „pudłem”? W tym sezonie wydaje się to nierealne...

Co stało się z polskimi skoczkami, którzy poprzednie dwa sezony mieli znakomite? Diagnoza nie jest jednoznaczna. Ile osób – tyle opinii. Prezes Apoloniusz Tajner stwierdził, że negatywny wpływ mają kwestie medialnego i marketingowego „szumu” wokół skoczków. Adam Małysz z kolei zaznaczył, że problem tkwi w głowach i nad sferą mentalną trzeba głównie popracować. Choć wszyscy jesteśmy rozczarowani, bo skokami żyjemy już od lat warto zachować trochę spokoju i umiaru. Lutowe mistrzostwa świata mogą tak naprawdę cały sezon... uratować. Nikt nie będzie pamiętał wielu zepsutych skoków, zawiedzionych nadziei i momentów frustracji przed telewizorem. Oczywiście pod jednym warunkiem. Że z Falun, po długotrwałej kuracji, biało-czerwoni skoczkowie „coś” przywiozą. I niekoniecznie będą to kolejne doświadczenia i materiały do dalszych poszukiwań „złotego środka”.

PS. Spokojni w kontekście nadchodzącego czempionatu jesteśmy tylko o Stocha. Tu jakoś problemów z formą nie ma. Ba, nasz medalista olimpijski zaczyna konkurencji „odlatywać”.

Marcin Nikiel Redaktor Naczelny Portalu SportoweBeskidy.pl