
Liczy się to, co „w sieci”
Jak wyżej – to najlepszy komentarz do ligowej rywalizacji Podhalanki Milówka z Beskidem Skoczów.
– Beskid był pod względem czysto piłkarskim zespołem lepszym. Częściej operował piłką i z samej gry miał przewagę. My natomiast świetnie przeciwnika punktowaliśmy – to pomeczowe słowa Sławomira Szymali, szkoleniowca Podhalanki, która była w starciu z gośćmi ze Skoczowa do bólu skuteczna. Na potwierdzenie – w 39. minucie Kamil Kotrys na „styku” pola karnego sfaulował Dawida Nowaka. Do „11” podszedł Patryk Semik, pewnie pokonując Konrada Krucka. – To był kluczowy moment meczu. Musieliśmy postawić właściwie wszystko na jedną kartę, dokonywać zmian w składzie i systemie gry, co nie dawało nam niestety pożądanych rezultatów – zaznacza trener przyjezdnych Bartosz Woźniak.
W 68. minucie gospodarze schowani za przysłowiową podwójną gardą zadali następny cios. Mikołaj Stasica ograł na skrzydle Kotrysa, dograł na 5. metr, gdzie stali Nowak oraz Kacper Najzer i to ten pierwszy kolegę z drużyny uprzedził, zaś golkipera Beskidu zmusił do kapitulacji. A gdyby w ostatnich minutach konfrontacji Semik głową po kornerze oraz wprowadzony z ławki Dawid Piątek uderzyli nieco dokładniej, to goście powróciliby do Skoczowa w nastrojach jeszcze bardziej minorowych.
Optyczna przewaga Beskidu nie przysporzyła wyżej notowanemu z ligowców choćby trafienia honorowego. Okazje ku temu jednak były. W 20. minucie w kierunku bramki Podhalanki groźny strzał oddał Krzysztof Surawski, ale Wiesław Arast był na posterunku. Równie wyśmienitą paradą golkiper ekipy z Milówki popisał się w minucie 50., parując główkę Marcina Jaworzyna. – Niedosyt jest tym większy, że nieźle w piłkę graliśmy, w polu karnym gospodarzy często się kotłowało, ale nic z naszych wysiłków nie wynikało – komentuje Woźniak.