SportoweBeskidy.pl: Po porażce w Jasienicy zdecydowałeś się zrezygnować z funkcji trenera GKS-u. Była to decyzja podjęta pod wpływem emocji, czy jednak takie miałeś już założenia przed meczem w przypadku braku powodzenia? 
Łukasz Błasiak: Nie zakładałem tego wcześniej, bo człowiek do samego końca wierzy, że los się do niego uśmiechnie. Ten był przy nas przez dużą część meczu z Drzewiarzem, ale ostatecznie ponownie przegraliśmy jedną bramką. W takich sytuacjach trener często zastanawia się, czy drużynie nie byłby potrzebny jakiś impuls, jakaś iskra, która by ją pobudziła. Po przeanalizowaniu sytuacji doszedłem do wniosku, że rezygnacja będzie najlepszą decyzją. Czasami warto, by kapitan jako pierwszy opuścił tonący okręt i przedłużył szanse marynarzom. 
 
SportoweBeskidy.pl: Wobec słabych wyników zarząd nie wywierał presji? Nie zostało postawione żadne ultimatum?
Ł.B.: Nic takiego nie miało miejsca. Wszyscy byli świadomi tego, że nie gramy źle. Naprawdę brakowało nam niewiele, by tych punktów mieć więcej. Przegrywaliśmy zazwyczaj jedną bramką. Z czego to wynikało? Brak koncentracji, proste błędy... Sobotni mecz pod wodzą nowego trenera pokazał, że może kluczowy był ten impuls, o którym wcześniej wspominałem? 
 
SportoweBeskidy.pl: Latem mówiłeś, że aby skutecznie rywalizować w tej lidze, przydałyby się wzmocnienia. Te dokonane można ocenić "in plus"? 
Ł.B.: Dołączyli do nas zawodnicy doświadczeni, tacy jak Krzysiek Łaciak, Adam Kozielski czy Kuba Ogiegło, o którego bardzo długo zabiegaliśmy. Są to wartościowe wzmocnienia, które dały nam sporo jakości. Duży problem mieliśmy jednak z młodzieżowcami, a jak wiadomo, w tej lidze dwóch musi przebywać na boisku. Dlatego rotacja była bardzo utrudniona. Jest u nas także kilku zawodników, którzy dołączyli z A-klasy i potrzebują czasu, aby zaaklimatyzować się na szczeblu IV ligi. 
Sytuacja kadrowa nie jest najlepsza, ale i tak korzystniejsza niż w rundzie wiosennej. Potrzeba jednak czasu, aby wszystko zaczęło należycie funkcjonować. 
 
SportoweBeskidy.pl: Na ławce trenerskiej GKS-u zastąpił Cię Robert Sołtysek, który podkreślił, jak dobrą pracę tu wykonałeś. 
Ł.B.: Uważam, że to jeden z najlepszych możliwych wyborów zarządu. Robert jest z Żywiecczyzny, więc świetnie odnajduje się w tym środowisku, ma rozeznanie w terenie. To także trener o ugruntowanej już pozycji. To dobry ruch również dlatego, że Robert był blisko tego zespołu. Przychodził na mecze i obserwował, a większość tych zawodników zna przecież od "małego". Może dużo dobrego wnieść do drużyny. 
 
SportoweBeskidy.pl: Jak ocenisz okres pracy w klubie z Radziechów i Wieprza? 
Ł.B.: Zbierając wszystko w jedną całość ocena będzie pozytywna. Gdy w lutym objąłem zespół, to postawiono przede mną cel utrzymania w IV lidze, i ten cel udało się zrealizować. W bólach, bo w bólach, ale jednak. Odniosłem wrażenie, że tu w Radziechowach drużyna musi mieć jakiś większy cel. W rozmowie z Tobą powiedziałem, że będziemy grać o mistrzostwo i myślałem, że wpłynie to na chłopaków pozytywnie i będą walczyć o jak najwyższą pozycję w tabeli. Tymczasem nie każdy do tego podszedł na poważnie. Oczywiście, że trzeba znać swoje miejsce w szeregu, ale ja zawsze będę powtarzał, że gra się po to, aby wygrywać. Tu zawodników nie puszczały kwestie mentalne, jakby sami czekali, aż będą zmuszeni walczyć o utrzymanie. 
 
SportoweBeskidy.pl: Co teraz? Odpoczynek czy poszukiwanie nowych wyzwań? 
Ł.B.: Na razie odpoczynek, ale bacznie przyglądam i będę się przyglądał naszej piłce. Piłkę nożną kocham i się na nią nie obrażam. Niewykluczone, że gdzieś jeszcze zagram, a może najpierw będę gdzieś trenował? Ciężko póki co sprecyzować, ale na pewno jeszcze się na boisku spotkamy.