Kilka meczów ligowych można by obdzielić emocjami, jakich doświadczyli dziś kibice w Wilkowicach. Gdy gospodarze schodzili na przerwę, humorów nie mieli dobrych. Mateusz Danieluk w 15. i 25. minucie celnie uderzał po stałych fragmentach ekipy z Krzyżanowic, zapewniając swojemu zespołowi niemały komfort na półmetku rywalizacji. Piłkarzy z Wilkowic złościć mogły zarówno „fanty” przeciwnika, jak i własne „pudła”. Sytuacje sam na sam z golkiperem LKS-u zaprzepaścił posyłając futbolówkę obok celu Maciej Marzec, powodzenie przynieść winna także okazja Piotra Wrony...

– Postawiliśmy od pierwszych minut na bardzo młody skład i było widać, że w tak licznym gronie na boisku to jednak spore wyzwanie – mówi trener gospodarzy Krzysztof Bąk, który w przerwie dokonał aż 4 roszad w składzie. Na murawie zameldowali się m.in. Mateusz FiedorDominik Kępys, którzy wywiązali się z roli dżokerów wyśmienicie. Kilkanaście sekund wystarczyło temu pierwszemu, aby asystę Jonatana Mędrka zamienić na trafienie kontaktowe. Kępys w 62. i 75. minucie zapewniał GLKS Nacomi stosownie wyrównanie i nikłą przewagę, w obu przypadkach wieńcząc wysiłek asystującego Marca. Wydawało się wówczas, że w Wilkowicach faktem stanie się efektowna remontada...

W 87. minucie doszło do zdarzenia wzbudzającego dyskusję. Arbiter podyktował „11” dla LKS-u, a Szymon Kurowski stracie bramki zapobiec nie zdołał. – Udzieliły się nam negatywne emocje. Ewidentnie ten karny podciął nam skrzydła i straciliśmy pozorną kontrolę nad meczem w drugiej części – dodaje szkoleniowiec wilkowiczan. Bo nie dość, że zespół z Krzyżanowic dystans odrobił, to w 92. minucie Kamil Kostecki przejął piłkę po wrzucie z autu, przechytrzył defensorów GLKS Nacomi i „szpicem” zszokował miejscowych. Ci jednak nie zwątpili w możliwość zdobycia choćby „oczka”. W 95. minucie daleki rzut wolny wykonał golkiper drużyny z Wilkowic, błąd popełnił jego vis-a-vis, co skrzętnie głową wykorzystał Dawid Kruczek, ustalający rezultat na iście hokejowe 4:4.

– Cieszyć się za bardzo nie ma z czego. To ewidentnie stracone punkty, bo stwarzaliśmy sobie dużo dobrych sytuacji na przestrzeni meczu, ale je marnowaliśmy w znaczącej ilości – klaruje Bąk.