Na boisku widzieliśmy dziś całkiem inną, lepszą grę "Górali" aniżeli miało to w poprzednim meczu z ŁKS-em.  W podstawowej jedenastce Podbeskidzia po raz pierwszy znaleźli się Roberto Gandara oraz Przemysław Płacheta i trzeba przyznać, iż postawienie na tych zawodników było dobrym ruchem ze strony trenera bielszczan. W 31. minucie ten duet przeprowadził bardzo groźną akcję, która mogła zakończyć się golem, lecz w ostatniej chwili interweniował obrońca Sandecji. "Górale" bliscy objęcia prowadzenia byli również tuż przed przerwą. Niestety, Płachecie oraz Valerijsowi Sabali zabrakło minimalnie szczęścia. 

Bramka dla Podbeskidzia cały czas wisiała w powietrzu, także po zmianie stron. W końcu gospodarze dopięli swego w 65. minucie. Piłkę dośrodkowaną przez Filipa Modelskiego otrzymał Gandara. Hiszpan postanowił jednak wyłożyć ją Sabali, a ten mocnym uderzeniem ulokował ją w bramce. Chwilę później Podbeskidzie winno prowadzić dwiema bramkami, lecz na przeszkodzie stanął golkiper Sandecji, który obronił strzał Płachety.

W końcowych minutach spotkania trwało oblężenie bielskiej bramki. Tu należy odnotować dobrą postawę Wojciecha Fabisiaka. Bramkarz "Górali" dwoił się i troił, aby utrzymać korzystny rezultat swojej drużyny, broniąc strzały z bliska Bartłomieja Dudzica oraz Macieja Korzyma. Wobec kolejnego uderzenia z woleja Korzyma, notabene byłego napastnika Podbeskidzia, z 88. minuty był jednak bezradny i mecz zakończył się podziałem punktów. Czy sprawiedliwym? Teraz to już i tak nieistotna kwestia, wynik poszedł w świat, ale gra Podbeskidzia może napawać optymizmem przed kolejnymi starciami.