Przed tygodniem w konfrontacji z bielską „dwójką” piłkarze z Ustronia nie mieli wiele do powiedzenia. Dziś w rywalizacji z rezerwami GKS-u gospodarze zaprezentowali się znacznie lepiej. Co oba przedświąteczne występy łączy? Wynik, który z perspektywy Kuźni trzeba określić jako nad wyraz dotkliwy. – Ktoś patrząc na rezultat końcowy powie, że zostaliśmy rozgromieni, ale zupełnie nie odzwierciedla to wydarzeń na boisku – przyznaje trener gospodarzy Mateusz Żebrowski.
 



W premierowej części Kuźnia nie była wprawdzie w stanie wypracować sobie naprawdę klarownej szansy na zdobycie bramki. Ale i tyszanie w tym względzie nie błyszczeli. Żal więc z perspektywy beskidzkiego IV-ligowca, że w 40. minucie Dawid Kasprzyk znalazł drogę do „sieci”. Poniekąd pokrzyżowało to miejscowym szyki, choć z dużą atencją po pauzie przystąpili do ofensywy. Gdyby w premierowych 20. minutach – dodajmy dobrych w wykonaniu ustronian – futbolówka trafiła do „prostokąta”, to cały mecz mógł potoczyć się inaczej. Główka Michała Pietraczyka po dośrodkowaniu Bartosza Iskrzyckiego otarła się jednak o słupek, zaś po idealnym podaniu Konrada Kudera przestrzelił Mateusz Wigezzi.

Finalny fragment potyczki to nokautujące ciosy „dwójki” GKS-u. W 76. minucie Bartosz Rutkowski nieco przypadkowo dopadł do piłki, w następstwie owego zbiegu okoliczności uderzając nie do obrony dla Michała Skocza. Gospodarze ambitnie walczyli, by pokusić się przynajmniej o gola honorowego, ale kontrujący tyszanie nie pozostawili żadnych złudzeń – w 88. i 90. minucie wieńcząc zwycięskie dzieło.