
Piłka nożna - I liga
Nawet „Lewy” by nie pomógł?
Niemal każdy trener zapytany o idealną kompozycję swojego zespołu już na wstępie zaznaczy, że budowę drużyny rozpoczyna się nie inaczej, jak od defensywy...
Jakkolwiek trudno się z tym nie zgodzić, tak równie szybko należy podkreślić, że na zabezpieczeniu „tyłów” nie można poprzestać. Bo kontynuacja dyskusji o futbolu doprowadzi prędzej, czy później do wątku właściwego zbilansowania obrony z atakiem. I wieńcząc teoretyzowanie o „kopanej” w tym miejscu przechodząc do meritum zerkamy do... Podbeskidzia.
Na wiosnę „Górali” w akcji o ligowe punkty oglądaliśmy 14-krotnie. Bilans osiągnięty przez podopiecznych trenera Adama Noconia (i jego samego oczywiście również) imponujący nie jest. To 4 zwycięstwa, 7 remisów i 3 porażki. Daje to „oczek” 19. I gdyby brać pod uwagę tylko i wyłącznie wiosenne rezultaty Podbeskidzie plasowałoby się – jak to widoczne poniżej – na 7. miejscu w I-ligowej tabeli. Mimo wielu narzekań, utyskiwań i pretensji powodów do wstydu więc nie ma.
Tabela tej części rozgrywek jest jednak bezlitosna w innej z rubryk. Bilans bramkowy bielskiego zespołu, wynoszący jakże skromne 10 goli strzelonych i 10 straconych, jest daleko najniższym w całej ligowej stawce. Ze stosunkiem 11:12 w pobliżu znajduje się jedynie Puszcza Niepołomice. Zatrzymujemy się na dłużej przy ofensywnych „wyczynach” Podbeskidzia. I co się okazuje? 10 trafień to równolegle z fatalną na wiosnę Odrą Opole dorobek najskromniejszy. Tu już kibicowskie żale mają swoje uzasadnienie. „Górale” tak u siebie, jak i na wyjazdach równowagę w ataku i owszem zachowali, ale strzelając po 5 goli w obu przypadkach wypadli dramatycznie.
Brak własnego stylu, zbyt zachowawcza gra, nadmierne skupianie się na defensywie... Te zarzuty padają najczęściej z ust sympatyków analizujących tegoroczne poczynania futbolistów Podbeskidzia. „Górale” byli też zwyczajnie nieskuteczni przy wielu dogodnych okazjach bramkowych, jakie potrafili sobie wypracować w niektórych meczach. Nie ma dwóch zdań, że nadzieje wszem i wobec były większe. Grzech główny to jednak myśl taktyczna. A w tym kontekście daje się słyszeć, że tu to i nawet Robert Lewandowski w koszulce Podbeskidzia zamiast Pawła Tomczyka lub Valerijsa Sabali niewiele pomógłby.
Na wiosnę „Górali” w akcji o ligowe punkty oglądaliśmy 14-krotnie. Bilans osiągnięty przez podopiecznych trenera Adama Noconia (i jego samego oczywiście również) imponujący nie jest. To 4 zwycięstwa, 7 remisów i 3 porażki. Daje to „oczek” 19. I gdyby brać pod uwagę tylko i wyłącznie wiosenne rezultaty Podbeskidzie plasowałoby się – jak to widoczne poniżej – na 7. miejscu w I-ligowej tabeli. Mimo wielu narzekań, utyskiwań i pretensji powodów do wstydu więc nie ma.

Tabela tej części rozgrywek jest jednak bezlitosna w innej z rubryk. Bilans bramkowy bielskiego zespołu, wynoszący jakże skromne 10 goli strzelonych i 10 straconych, jest daleko najniższym w całej ligowej stawce. Ze stosunkiem 11:12 w pobliżu znajduje się jedynie Puszcza Niepołomice. Zatrzymujemy się na dłużej przy ofensywnych „wyczynach” Podbeskidzia. I co się okazuje? 10 trafień to równolegle z fatalną na wiosnę Odrą Opole dorobek najskromniejszy. Tu już kibicowskie żale mają swoje uzasadnienie. „Górale” tak u siebie, jak i na wyjazdach równowagę w ataku i owszem zachowali, ale strzelając po 5 goli w obu przypadkach wypadli dramatycznie.
Brak własnego stylu, zbyt zachowawcza gra, nadmierne skupianie się na defensywie... Te zarzuty padają najczęściej z ust sympatyków analizujących tegoroczne poczynania futbolistów Podbeskidzia. „Górale” byli też zwyczajnie nieskuteczni przy wielu dogodnych okazjach bramkowych, jakie potrafili sobie wypracować w niektórych meczach. Nie ma dwóch zdań, że nadzieje wszem i wobec były większe. Grzech główny to jednak myśl taktyczna. A w tym kontekście daje się słyszeć, że tu to i nawet Robert Lewandowski w koszulce Podbeskidzia zamiast Pawła Tomczyka lub Valerijsa Sabali niewiele pomógłby.