Goście zadania nie mieli jednak łatwego, wszak nie jest żadną tajemnicą, że Rozwój bardzo często z atutu własnego boiska potrafi korzystać. Katowiczanie dowiedli tego już w premierowej połowie, w której byli stroną dyktującą warunki. To oni wypracowali też klarowniejsze okazje strzeleckie. W 7. minucie "centrostrzał" Krzysztofa Czenczka omal nie zaskoczył Łukasza Krzczuka, któremu w sukurs przyszła poprzeczka. Swoje szanse miał również Szymon Zielonka, między 23. a 24. minutą strzelający nad bramką, następnie zaś wprost w ręce golkipera Spójni. Najdogodniejszą sytuacja landeczan była zamykająca akcję główka Jakuba Kubicy, która finalnie minęła cel.
 



O ile w premierowej odsłonie gole nie padły, tak nie zabrakło ich po zmianie stron. Ekipa z Landeka wyraźnie nabrała rozmachu, a aktywność w ofensywie niweczyła założenia miejscowych. W 48. minucie na strzał zdecydował się Mariusz Bojarski, górą był jednak bramkarz konkurenta Bartosz Golik. Wreszcie minuta 69. przyniosła gościom arcyważne trafienie. W pole karne z prawej flanki "wjechał" Konrad Bukowczan, a strzał po rykoszecie minął golkipera Rozwoju. Podopieczni Krystiana Odrobińskiego znaleźli się wówczas w doskonałym położeniu, ale w odróżnieniu od wielu poprzednich meczów obecnego sezonu IV-ligowego nie zachowali należytej staranności "w tyłach".

Wszystko, co złe dla Spójni wydarzyło się w samej końcówce. W 88. minucie rajd Wojciecha Bielca spożytkował Oliwier Kwiatkowski, doprowadzając do wyrównania. Kolejną taką akcję, a miała ona miejsce w 92. minucie, zwieńczyła wrzutka Bielca i nieomylna próba Kacpra Filipiaka, uprzedzającego przesuniętego z konieczności na lewe skrzydło defensywy Mateusza Skrobola.

Tak to zakończyła się wyborna seria zespołu z Landeka, który goryczy przegranej zaznał po raz ostatni... 13 września ubiegłego roku, ulegając 2:3 rezerwom GKS-u w Tychach. Od owego starcia futboliści Spójni regularnie rywali gromili, przed tygodniem natomiast podzielili się punktami z liderującą lidze Odrą Wodzisław Śląski.