Piłka nożna - I liga
Obrona nieekstraklasowa. A drużyna?
Trudnym wyzwaniem był dla piłkarzy Podbeskidzia mecz w Gdańsku. Choćby z racji wyników w obecnym sezonie za faworyta i to klarownego uchodziła Lechia.
O tym, że „Górale” nie prezentują się dobrze w aspekcie gry obronnej zaświadczyły już poprzednie mecze. To dzisiejsze nieszczególnie od takiego scenariusza odbiegało. I to określenie możliwie delikatne, bo ponownie Podbeskidzie było tłem dla przeciwnika w premierowej odsłonie, dopuszczając się daleko idącej opieszałości w defensywnych poczynaniach.
Początek niby klęski nie zwiastował, ale gdy tylko Lechia zaatakowała z wykorzystaniem swoich atutów, natychmiast goście panikowali. W 8. minucie Martin Polacek został przetestowany, ale strzelający Omran Haydary musiał obejść się smakiem. W 13. minucie nic już bielszczan nie uchroniło. Dośrodkowanie Rafała Pietrzaka trącił Flavio Paixao, a jako ostatni uczynił to... Aleksander Komor, zaliczając wymownego „swojaka”. W 19. minucie bliski podwyższenia wyniku był Conrado, którego próba głową minęła ostatecznie cel. Przewaga gospodarza jednak wciąż rosła, czego dowodem wydarzenie z 30. minuty. Pietrzak idealnie obsłużył Paixao, który nie miał litości dla Polacka. Niebawem bielski zespół mógł zanotować gola kontaktowego, ale trudno zakładać, że cokolwiek w przebiegu spotkania niniejsze zmieniłoby. W 42. minucie Paixao znów dał się we znaki bielskiej defensywie, pakując futbolówkę do „świątyni” po wrzutce Haydary'ego. Tuż przed pauzą „bomba” Jarosława Kubickiego ostemplowała poprzeczkę, szczęśliwie zapobiegając dalszej kanonadzie.
Nie sposób było wierzyć, że Krzysztof Brede zdoła niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odmienić kiepską grę „Górali”. Lechia tempa forsować nie zamierzała, czujnie strzegła stosunkowo łatwo wypracowanej zaliczki, co jeszcze utrudniało przedostanie się w oblicze bramki miejscowych. Na uwagę zasługuje za to m.in. interwencja Komora z 59. minuty, który uderzenie Macieja Gajosa wyekspediował tuż sprzed linii bramkowej. Atuty Podbeskidzia dostrzegalne niestety nie były, podobnie jakiekolwiek klarowne okazje, by podratować honor. Gdy sędzia już miał potyczkę zakończyć Łukasz Zwoliński dobił beniaminka, który po raz 3. w obecnym sezonie stracił 4 gole w toku 90-minutowej batalii.
Początek niby klęski nie zwiastował, ale gdy tylko Lechia zaatakowała z wykorzystaniem swoich atutów, natychmiast goście panikowali. W 8. minucie Martin Polacek został przetestowany, ale strzelający Omran Haydary musiał obejść się smakiem. W 13. minucie nic już bielszczan nie uchroniło. Dośrodkowanie Rafała Pietrzaka trącił Flavio Paixao, a jako ostatni uczynił to... Aleksander Komor, zaliczając wymownego „swojaka”. W 19. minucie bliski podwyższenia wyniku był Conrado, którego próba głową minęła ostatecznie cel. Przewaga gospodarza jednak wciąż rosła, czego dowodem wydarzenie z 30. minuty. Pietrzak idealnie obsłużył Paixao, który nie miał litości dla Polacka. Niebawem bielski zespół mógł zanotować gola kontaktowego, ale trudno zakładać, że cokolwiek w przebiegu spotkania niniejsze zmieniłoby. W 42. minucie Paixao znów dał się we znaki bielskiej defensywie, pakując futbolówkę do „świątyni” po wrzutce Haydary'ego. Tuż przed pauzą „bomba” Jarosława Kubickiego ostemplowała poprzeczkę, szczęśliwie zapobiegając dalszej kanonadzie.
Nie sposób było wierzyć, że Krzysztof Brede zdoła niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odmienić kiepską grę „Górali”. Lechia tempa forsować nie zamierzała, czujnie strzegła stosunkowo łatwo wypracowanej zaliczki, co jeszcze utrudniało przedostanie się w oblicze bramki miejscowych. Na uwagę zasługuje za to m.in. interwencja Komora z 59. minuty, który uderzenie Macieja Gajosa wyekspediował tuż sprzed linii bramkowej. Atuty Podbeskidzia dostrzegalne niestety nie były, podobnie jakiekolwiek klarowne okazje, by podratować honor. Gdy sędzia już miał potyczkę zakończyć Łukasz Zwoliński dobił beniaminka, który po raz 3. w obecnym sezonie stracił 4 gole w toku 90-minutowej batalii.