Supremacja Pasjonata w premierowej części meczu to zasługa w dużym stopniu doświadczonego Wojciecha Sadloka. Po niemal kwadransie wykończył dwójkową wymianę podań między Kornelem AdamusemMarcinem Wróblem, zaś tuż przed pauzą skorzystał z efektownego dogrania piętą od Macieja Pietrzyka. – Byliśmy drużyną zdecydowanie lepszą i konkretniejszą, a schodząc na przerwę można było się zastanawiać, jakimi rozmiarami wygramy ten mecz – przyznaje Artur Bieroński, szkoleniowiec gości z Dankowic, którzy faktycznie zdawali się być na najlepszej drodze, aby z Wilkowic wywieźć „maksa”.
 


Gospodarze we wspomnianej odsłonie spotkania nie mieli właściwie nic do powiedzenia, rzadziej od przeciwnika operując piłką. Okazję na gola GLKS miał jedną, ale po obrocie wolej Dominika Kępysa z 5. metra zastopowali defensorzy Pasjonata. Ale już po zmianie połów ofensywa wilkowiczan nabrała wyrazu, a odrobienie bądź co bądź pokaźnego dystansu nie było wyzwaniem ponad miarę. W 51. minucie ze skrzydła dośrodkował Daniel Kasprzycki, a Kępys przypomniał o swoich strzeleckich walorach. Dankowiczanie niemal natychmiast zareagowali. W 53. minucie po akcji Sadloka sam przed Richardem Zajacem stanął Ma. Wróbel, lecz to słowacki golkiper wyszedł z owego starcia zwycięsko. Sytuacja ta wpłynęła jakże pozytywnie na postawę podopiecznych Krzysztofa Bąka. W 68. minucie podanie za plecy obrońców Pasjonata otrzymał Kępys i bez trudu ulokował futbolówkę w „prostokącie”. Ponowny błysk napastnika to minuta 72. Kasprzycki wrzucił piłkę do Szymona Trybały, którego obronione uderzenie kompletujący hat-tricka Kępys bezlitośnie dobił. Miejscowi byli już nie do zatrzymania. W 80. minucie przypieczętowali klasyczną remontadę za sprawą bramki Trybały, który umiejętnie wywarł pressing na dankowickiej defensywie, „objechał” Mateusza Sobalę i dopełnił formalności.

Ekipa z Dankowic zupełnie nie przypominała tej z wcześniejszych 45. minut. Takiej oceny nie zmieniłby nawet gol numer 3 dla przyjezdnych, a na tego chrapkę miał Adamus. W 90. minucie jednakże pojedynek z pomocnikiem wygrał Zajac. – Znów stało się z nami w przerwie coś niedobrego i niewytłumaczalnego. Pomimo motywacji i nakręcania się byliśmy całkowicie inną drużyną, którą dotknął jakiś paraliż. Zupełnie oddaliśmy pole rywalowi, czego robić absolutnie nie powinniśmy – oznajmia szkoleniowiec Pasjonata, którego równie mocno, co postawa po przerwie zasmuciły urazy kolan, jakich doznali w toku sobotnich derbów Bartłomiej Gołąb i Ma. Wróbel.