Derbowa potyczka jawiła się jako ciekawa, a to zważywszy na postawę obu drużyn. Młodzież Podbeskidzia kilka dni temu nad wyraz efektownie rozprawiła się z liderem rozgrywek, z kolei Spójnia kontynuuje udany sezon, w którym walczy o ścisłą „szpicę” stawki. Oczekiwania te nieszczególnie zostały spełnione, bo zwłaszcza premierowa odsłona rozczarowała. Ani bielszczanie, ani tym bardziej goście nie zdecydowali się na wymianę ciosów. Inicjatywa należała do podopiecznych Dariusza Kołodzieja, ale były to typowe piłkarskie szachy ze skromną liczbą podbramkowych spięć.

Lepiej „dla oka” gra wyglądała po zmianie stron. Znacznie liczniejsza kadra rezerw Podbeskidzia przełożyła się na to, że po roszadach gospodarze zyskali przewagę. Omal jednak nie nadziali się na kontrę, w której pojedynek z Mariuszem Bojarskim wygrał Krystian Wieczorek. Ale i bielski zespół swoje szanse miał, by wspomnieć dobrą próbę Dawida Kukuły z okolic 16., której nieznacznie tylko brakowało elementu zaskoczenia, czy zamknięcie składnej akcji na „długim” słupku przez Antoniego Rozmusa. Zwiastowało to emocjonujący finisz i... taki też na „Górce” się ziścił.
 



W 77. minucie futbolówka wreszcie zatrzepotała w siatce. W następstwie starcia Konrada Pamuły z Bojarskim po dośrodkowaniu Jana Borka „dwójka” Podbeskidzia dokonała otwarcia wyniku. Gdy skromny triumf miejscowych zdawał się być wynikiem niemal przesądzonym, w doliczonym czasie meczu ekipa z Landeka wyrównała. Ostatnią wrzutkę w pole karne zwieńczył celny strzał Kamila Jarosia, który skorzystał z pomyłki wypuszczającego piłkę golkipera Podbeskidzia II.

Mniej satysfakcji wobec zaistniałych okoliczności podział łupów wywołał w bielskich szeregach. – Zabrakło nam doświadczenia. Mieliśmy przewagę z gry, zdobyliśmy bramkę i zamiast utrzymywać się dłużej przy piłce, szanować ją, próbowaliśmy kończyć akcje, momentami nawet czyniąc to na siłę. Jest to dla naszej drużyny cenna nauczka – ocenia szkoleniowiec gospodarzy sobotniego spotkania.