Zanim na dobre starcie się rozkręciło kibice miejscowej Spójni przecierali oczy ze zdumienia. To samo powiedzieć można jednak o tych sympatyzujących z faworytem. Ten popełniał proste indywidualne błędy, które zostały bezwzględnie wykorzystane. Wpierw z rzutu wolnego przy słupku piłkę umieścił Dariusz Potrząsaj, a za moment po przechwycie Tomasz Cedro popędził lewym skrzydłem, dograł do Tomasza Mrówki, który dokładnie wiedział, jak dokonać finalizacji. Była raptem 10. minuta potyczki, a goście mieli do „skasowania” dystans cokolwiek pokaźny...

Dobry zespół poznaje się jednak po tym, jak potrafi reagować wobec okoliczności niesprzyjających. W 25. minucie nastąpiła riposta GKS-u za sprawą trafienia Jakuba Urbasia. Pomocnik „Fiodorów” odegrał ważną rolę także w 40. minucie. Z jego dogrania goście ostemplowali poprzeczkę, a poprawka Jakuba Pieterwasa zmusiła Radosława Kalisza do kapitulacji. Tak to ekipa z Radziechów na przerwę zejść mogła w nastrojach niemal euforycznych, mając na względzie to, czego doświadczyła na wstępie sobotniej batalii.
 


Podopieczni Seweryna Kośca ani myśleli po przerwie zwalniać tempa. W 49. minucie Urbaś dośrodkował z rzutu rożnego, a głową Marek Zuziak wysforował swój zespół na prowadzenie. – Dyktowaliśmy warunki na murawie. Mieliśmy sporo stałych fragmentów, przy których wiele nie brakowało, aby wynik podwyższyć – opowiada szkoleniowiec GKS-u, który w 80. minucie znów znalazł się w opałach. Golkiper Adrian Rodak „nastrzelił” pechowo Szymona Palucha, który do pustej bramki dopełnił formalności. Nic dziwnego, że wśród miejscowych pojawiły się wówczas myśli o realnym sprawieniu niespodzianki, potwierdzającej właściwą reakcję na odejście dotychczasowego trenera Piotra Haudera.

Nieprzypadkowo jednak GKS zalicza się do grona wąskich kandydatów do mistrzostwa. W 90. minucie napór radziechowian doprowadził do faulu Kamila Demczaka na Karolu Kubieńcu. Do rzutu karnego podszedł Marcin Byrtek i jak na kapitana przystało przypieczętował wygraną. – Przy tym, jak ten mecz się układał dziś dla nas, bardzo cieszy mnie reakcja zespołu, który dążył do strzelania bramek. Tak wzorowa odpowiedź nie jest wcale normą w naszym przypadku – stwierdza Kosiec.