– Kontrolowaliśmy to, co działo się na boisku. Ale wobec skuteczności, która nam jednak szwankowała nie był to mecz przebiegający całkowicie bez komplikacji – rozpoczyna Artur Bieroński, szkoleniowiec Pasjonata.

Gospodarze od początku konfrontacji atakowali z werwą. Szybko również zdołali rywala „napocząć”. W 10. minucie sfaulowanego w polu karnym Kornela Adamusa pomścił uderzeniem „z wapna” Błażej Cięciel. Niebawem pojawiły się kolejne doskonałe szanse pod bramką LKS-u. Różnica była jednak taka, że dankowiczanom brakowało już elementu zaskoczenia. Z najbliższej odległości po wrzutce Macieja Pietrzyka do siatki nie trafił Cięciel, po „wykładce” Wojciecha Sadloka pojedynek z golkiperem przyjezdnych przegrał Pietrzyk, aż wreszcie mimo wszystko udaną połowę zakończyły próby Cięciela i Pietrzyka, którzy w zamieszaniu usiłowali pokonać bramkarza drużyny z Wisły Wielkiej.
 


Obfita nie tylko w sytuacje, ale i trafienia była rewanżowa odsłona. W 54. minucie efektowną akcją i asystą popisał się Sadlok, a Cięciel z woleja skierował piłkę do celu. Kiedy wkrótce Pietrzyk oraz Sadlok omal nie zaskoczyli wtórnie golkipera LKS-u, okazała wygrana wydawała się pewnikiem. Jednakże w 68. minucie do kapitulacji zmuszony został zgoła niespodziewanie Amadeusz Golik. Gol kontaktowy zwiastował dalsze emocje. – Zareagowaliśmy najlepiej, jak mogliśmy. Już w 71. minucie po indywidualnej akcji Adamus doskonale przymierzył lewą nogą z 20. metrów, co wprowadziło spokój w nasze poczynania – opowiada Bieroński.

Rezultat na 4:1 dankowiczanom udało się podwyższyć w 79. minucie. Z lewej flanki dokładnie zagrał Daniel Mańdok, a formalności dopełnił Szymon Brańka. I tylko nieznacznie nastroje w szeregach Pasjonata pogorszyło zdarzenie z 87. minuty, gdy w następstwie kornera goście zmniejszyli rozmiary zasłużonej skądinąd porażki w Dankowicach.