Tymczasem w sobotnim spotkaniu wyjazdowym w Puńcowie poważnie nadwątlone zostały siły kadrowe Beskidu. Jeszcze w pierwszej połowie murawę z powodu urazu opuścił Krzysztof Surawski, narzekający na ból kolana. W przerwie potrzebę zmiany zgłosił wobec gorszego samopoczucia bramkarz Roman Nalepa. Jakby tego było mało, krótko po rozpoczęciu drugiej odsłony z uwagi na kontuzję występ przedwcześnie zakończył napędzający ofensywne poczynania zespołu Michał Szczyrba. – Trochę dmuchaliśmy na zimne, aby nie dopuścić do poważniejszych kontuzji. Zobaczymy natomiast, na ile do czwartku zdołamy się pozbierać – mówi trener Marcin Michalik, który skorzystać nie mógł w Puńcowie z... kontuzjowanego Kamila Janika. Miał za to do swojej dyspozycji kilku juniorów śmiało aspirujących do „jedynki”.
 



Borykający się z kłopotami Beskid nie był w stanie zarazem Tempa pokonać, a gola na wagę remisu goście dali sobie strzelić już w doliczonym czasie gry (RELACJA Z MECZU). Powtórzyła się tym samym sytuacja z weekendu wcześniejszego, gdy na samym finiszu skoczowian dogonił – również golem rzadkiej urody – zespół z Rajczy. – Pilnowaliśmy wyniku i w zasadzie mieliśmy mecz pod kontrolą. Znów jednak przydarzył się jednemu z rywali strzał życia – wyjaśnia szkoleniowiec Beskidu.

Główny faworyt do uzyskania IV-ligowego awansu plasuje się w tabeli na pozycji numer 3. Do przewodzącej stawce Koszarawy, z którą zmierzy się w niedzielę 6 maja, traci cokolwiek znaczące 5 „oczek”, nawet mając na względzie mniejszą liczbę spotkań rozegranych. Tyle samo punktów, co drużyna spod Kaplicówki zgromadził Góral. I właśnie z tym przeciwnikiem piłkarze Beskidu zagrają już w czwartek – także w Żywcu. – Pomimo kłopotów, które mamy będziemy walczyć. To więcej, jak pewne – zapowiada Michalik.