W 5. minucie miało miejsce zdarzenie podczas dzisiejszego spotkania najważniejsze. Jakuba Fiedora przewrócił w polu karnym Sebastian Pępek, za co arbiter nie dość, że obrońcę Orła odesłał do szatni, to jeszcze dodatkowo wskazał „na wapno”. Kara podwójna od sędziego była decyzją dalece kontrowersyjną, ale nie przyniosła gospodarzom korzyści w postaci gola. Sam poszkodowany posłał strzał obok słupka, gdzie też rzucił się Krzysztof Biegun. Przewagi liczebnej skoczowianie zresztą do końca spotkania nie wykorzystali, a więcej bramkowych szans – pomimo zaistniałych okoliczności – stwarzał lider.

Po rzutach rożnych bliscy powodzenia w doliczonym fragmencie pierwszej części byli Kudzo Chiwara oraz Seweryn Caputa. W drugiej połowie „wkrętkę” Damiana Chmiela z kornera w 63. minucie z najwyższym trudem odbił Konrad Krucek, a dobitka Filipa Moiczka poszybowała nad poprzeczką. Sprytnym lobem gola w 67. minucie szukał Caputa, ale znów górą był golkiper Beskidu. Niezłe sytuacje gospodarzy to uderzenia Tomasza Zwardonia z 25. minuty i Jakuba Krucka równo po godzinie – w obu przypadkach na posterunku był Biegun.

Po gwizdku oznajmiającym koniec bezbramkowej rywalizacji goście z Łękawicy z wywalczonego punktu na trudnym terenie się nie cieszyli. Ogromny żal mieli do zachowania arbitra – nie tylko z racji przywołanego zdarzenia na wstępie potyczki, ale i kilku innych „stykowych” momentów. – Dawno się z takim sędziowaniem nie spotkałem. Wynik został w dużej mierze wypaczony i mówię to z pełną odpowiedzialnością. Szacunek natomiast dla mojego zespołu, bo przy kilku kadrowych absencjach prowadziliśmy grę, stwarzaliśmy sytuacje i dążyliśmy do strzelenia zwycięskiego gola bardziej od przeciwnika – komentuje trener Orła Krzysztof Wądrzyk.

– Remis przed meczem wziąłbym „w ciemno”, bo brakowało mi kilku zawodników, a przyjechał do nas lider z ogranymi piłkarzami w składzie. Z wyniku trzeba być zadowolonym, bo też ulegliśmy w pewnym momencie emocjom i nie graliśmy tego, co potrafimy – skwitował Bartosz Woźniak, szkoleniowiec Beskidu.