Podopieczni trenera Piotra Haudera, zastępowanego jeszcze w swoich meczowych obowiązkach przez Piotra Pastuszaka, wywiązali się z nadrzędnego założenia wywiezienia z Chybia awansu. Do jego realizacji w toku rywalizacji z Cukrownikiem przystąpili niezwłocznie po rozpoczęciu gry, bo już w 2. minucie Spójnia miała w zanadrzu trafienie. W polu karnym gospodarzy nastąpiło spore zamieszanie, a przy nim sprytem wykazał się Mateusz Wiącek. Ekipa z Zebrzydowic wciąż nacierała, ale o wysokiej skuteczności w jej przypadku mowy być nie może. Bliski podwyższenia wynik był m.in. po stałym fragmencie Kamil Trzaskoma, lecz defensorzy Cukrownika wybili piłkę z linii bramkowej. Bezowocne próby dobitek podejmowali także Wiącek i Tomasz Wenglorz, raz w golkipera chybian, a raz w boczną siatkę wcelował Tomasz Cedro, zaś obrońcy w ostatniej chwili zastopowali uderzenie Eryka Penkali.

 


Skromne 1:0 do pauzy nie zamykało kwestii końcowego rozstrzygnięcia. Kiedy jednak w 67. minucie reprezentant „okręgówki” ponownie znalazł drogę do siatki – konkretnie czoła chylić należy tu przed Tomaszem Mrówką, który spożytkował dośrodkowanie Wenglorza – planowy sukces gości nabrał realności. Emocje wzrosły na moment, gdy w 85. minucie chybianie w następstwie fatalnych pomyłek konkurenta „w tyłach” znaleźli sposób na Radosława Kalisza. Faworyt zareagował jednak na „kontakt” właściwie. Oddalił grę od własnej bramki, często utrzymywał się przy piłce, a gdyby Wiącek i Mrówka wykazali się nieco większą przytomnością umysłu, to rozmiary wygranej Spójni byłyby bardziej okazałe.

Niemniej jednak na odnotowanie zasługuje triumf Spójni – osłabionej kadrowo, bo radzącej sobie w pucharowym spotkaniu m.in. bez Pawła Łupińskiego, Grzegorza KopcaSzymona Chmiela, oraz odczuwającej zmęczenie wymagającym czasem treningowej pracy nad aspektami motorycznymi. Obiecujący debiut w roli obrońcy zaliczył za to Paweł Kawik.