– Pierwsza połowa za dobra nie była w naszym wykonaniu. Mieliśmy inicjatywę, natomiast niewiele z niej wynikało – przyznaje na wstępie Sebastian Gruszfeld, szkoleniowiec LKS-u Bestwina, który ze znacznie lepszej strony zaprezentował się po powrocie na boisko.
 


Goście postawili na odważną grę, w następstwie swoich zapędów kilkukrotnie niepokoili golkipera rywali. Z rzutu wolnego w słupek uderzył Patryk Wentland, błędną decyzją w ważnym momencie pod bramką podjął Szymon Kacprzak, który posłał strzał nad celem, a wreszcie z dogrania Szymona Kościucha chybił z 4. metrów Michał Motyka. Tyle o doskonałych szansach zmarnowanych. Były też i te, które właśnie przysporzyły bestwinianom radości. W 57. minucie piłkę z wysokości 18. metra podał wzdłuż bramki Adrian Miroski, a w roli egzekutora optymalnie zaprezentował się Dawid Gleindek. Również 73. minuta okraszona została zyskiem przyjezdnych. Tym razem odbitego strzału od własnego golkipera piłkarze ze Studzienic nie wyekspediowali w porę, przejął ją sprytnie Motyka, ze stoickim spokojem mierząc pod poprzeczkę.

Przy stanie 2:0 impet bestwińskiej drużyny osłabł. Dowodem tego nie tylko gol z gatunku „stadiony świata” z 76. minuty, gdy po uderzeniu z rzutu wolnego futbolówka od słupka wtoczyła się do siatki, ale i nerwowy finisz, gdy gospodarze stemplowali nawet poprzeczkę w swoich dążeniach do wyrównania. – Na własne życzenie drżeliśmy w końcówce o wynik. Wygraliśmy jednak w pełni zasłużenie – komentuje Gruszfeld.