Trzeba przyznać, że widowisko nie zawiodło oczekiwań fanów, którzy licznie zgromadzili się na obiekcie w Landeku. Nie zabrakło również sporej grupy kibiców z Rybnika. Pierwsze minuty spotkania należały do gości, którzy odważnie zagrali w ofensywie. W 5. minucie landeczan przed utratą bramki uratował słupek. Z czasem to jednak Spójnia czuła się coraz pewnie na placu gry. W 15. minucie Koki Togitani uderzał głową, lecz piłka minimalnie minęła bramkę. 60 sekund później z kolei gospodarze dopięli swego. Zimną krew w sytuacji sam na sam zachował Bartłomiej Ślosarczyk, który - na marginesie - rozegrał dziś bardzo dobre zawody. 

 

Ta bramka ustaliła losy pierwszej części spotkania. Początkowy entuzjazm w szeregach rybniczan jakby zgasł. Spójnia natomiast czekała na swoją okazję. Tuż przed zejściem do szatni indywidualną, efektowną akcję przeprowadził Togitani, lecz bez happy endu. 

 

Znacznie więcej, jeśli chodzi o sytuacje strzeleckie, działo się po przerwie. Na jej wstępie Spójnia miała dwie dobre okazje. Wpierw Patryk Fabian został zatrzymany przez bramkarza, a następnie Michał Batelt trafił w poprzeczkę po rzucie rożnym. Zaraz po tej drugiej sytuacji ROW wyszedł z kontrą, którą zakończył celnym uderzeniem z dystansu, doprowadzając tym samym do wyrównania. Jak się później okazało, gol ten ustalił wynik meczu, który wydaje się być sprawiedliwym. W samej końcówce zarówno Spójnia (sytuacja sam na sam Wiktora Piejaka), jak i ROW (obrona Volodymyra Kotelby), miały swoje próby bramkowe, które nie zakończyły się powodzeniem.