Ku zaskoczeniu stroną lepiej się prezentującą w pierwszej części spotkania byli radziechowianie. W 25. minucie strzał Deiversona Limy wybronił Rafał Pępek. Błąd bramkarz Smreka popełnił w 37. minucie, bo wybił piłkę wprost pod nogi Limy, który jednak natychmiastowej próby lobowania nie wykonał należycie. Z kolei w 42. minucie Adrian Dobija stanął „oko w oko” z Pępkiem i wydawało się, że będzie w tym starciu górą. Golkiper zdołał się w ostatniej chwili połapać w zamiarach rywala.

– Powinniśmy z tej pierwszej połowy więcej wyciągnąć. Sytuacje były i kto wie co działoby się dalej, gdybyśmy zeszli do szatni z prowadzeniem – analizuje Sebastian Gruszfeld, szkoleniowiec „Fiodorów”, które swego dopięły wreszcie w 52. minucie. Rzut rożny krótko rozegrali Lima z Karolem Kubieńcem, a piłkę w siatce umieścił Mateusz Janik. Skromna przewaga GKS-u nie miała kluczowego znaczenia dla losów spotkania.

Już po kilkudziesięciu sekundach od otwarcia rezultatu, zawodnicy ze Ślemienia wyrównali. Prostopadłym podaniem Petherson obsłużył Marcela Ormańca, który w idealnej sytuacji nie zawiódł. A mecz nabrał rumieńców. Trafienie przywracające prowadzenie gościom mógł zanotować Michał Motyka, lecz zbyt długo zwlekał z oddaniem strzału. Po drugiej stronie boiska próbował m.in. Robson. I gdy wiele na podział punktów wskazywało, Smrek szalę przechylił w konsekwencji rzutu karnego. Janik przewinił wobec Robsona, a sposób na Wojciecha Barcika znalazł „z wapna” Petherson.

– Wygraliśmy, więc to zawsze powód do zadowolenia. Mecz był wyrównany, dogodnych okazji za wiele nie było, dlatego trzeba cieszyć się z podtrzymania zwycięskiego rytmu – stwierdził Sławomir Bączek, szkoleniowiec Smreka.