Konfrontacja rozegrana z konieczności w Dębieńsku miała swoją dramaturgię i piłkarską jakość. Zmieniały się też tej losy, a obie strony mierzyły w zgarnięcie pełnej puli. Kto tej sztuki był bliżej? Wskazać jednoznacznie nie sposób. I być może dlatego finalny podział zdobyczy to wynik na wskroś sprawiedliwy.

Na wstępie dominowali gospodarze, którzy zagrażali bramce strzeżonej przez Jakuba Świerczka. Ten skapitulował w 35. minucie. Po dośrodkowaniu w pole karne golkiper dopuścił się faulu i choć „11” egzekwowaną przez Michała Stryczka obronił, to wobec dobitki nie miał nic do powiedzenia. Na całe szczęście niebawem MRKS odpowiedział właściwie. Była 39. minuty, gdy po zagraniu po ziemi Damiana Zajączkowskiego z bliska futbolówkę do celu wpakował z dozą szczęścia Rafał Żurek.


I jakkolwiek emocjonujący był finisz premierowej odsłony, tak i otwarcie kolejnej nie zawiodło. W 52. minucie to czechowiczanie wyszli na prowadzenie za sprawą indywidualnej szarży lewą flanku i dokładnego uderzenia Kamila Jonkisza. Ponownie jednak riposta zespołu przegrywającego nastąpiła. W 54. minucie fenomenalnym strzałem z dystansu w konsternację wprawił gości Kamil Sikora. Trafienie to „domknęło” zdobycze w sobotnim starciu, choć wcale być tak nie musiało. MRKS swoje szanse miał, gdy bramkarza Decoru zaskoczyć usiłowali Jonkisz i Jakub Raszka. Gwoli sprawiedliwości nadmienić należy, że i piłkarze z Bełku groźnie atakowali, zwłaszcza w ostatnich minutach wypracowując sobie kilka stałych fragmentów gry.

– Musimy docenić ten punkt. Ma on swoją wartość, bo mierzyliśmy się z rywalem mocnym z indywidualnościami w składzie – wyjawia Jarosław Kupis, trener czechowickiej drużyny. – Cieszy, że wytrzymaliśmy końcówkę i nie daliśmy sobie strzelić gola, bo jesienią bywało z tym raczej kiepsko – dodaje szkoleniowiec.