Sobotnie starcie dla IV-ligowca z Drogomyśla ułożyło się fatalnie. Gospodarze w pierwszej groźnej sytuacji objęli prowadzenie, którego do końca meczu nie oddali. – Nasz plan gry, jaki szykowaliśmy przez cały tydzień, już wkrótce po rozpoczęciu gry nadawał się do kosza. Do przerwy straciliśmy w bardzo łatwy sposób kolejne gole, mimo dużej przewagi wzrostu dając się zaskoczyć przy rzutach rożnych – martwi się Krystian Papatanasiu, szkoleniowiec Błyskawicy, którego podopieczni zaprzepaścili wcześniej okazje, aby do spotkania powrócić. – Możemy gdybać jak mecz potoczyłyby się w momencie doprowadzenia do wyrównania. Próbowaliśmy później odrabiać straty, mieliśmy przewagę optyczną, ale kompletnie nic z niej nie wynikało. Rywal bronił się mądrze, do tego nas kontrował, a my biliśmy głową w mur. Zagraliśmy po prostu słabo, a wynik 5:0 mówi wszystko – dodaje.

 


W Drogomyślu nastroje w czasie świąt były dalekie od optymistycznych także z racji tego, co czeka Błyskawicę w najbliższych meczach. Podbeskidzie II Bielsko-Biała, Unia Turza Śląska i Polonia Łaziska Górne – to w komplecie zespoły mocne, a jakikolwiek zysk punktowy ich kosztem byłby nie lada niespodzianką. – Trudno rozmawia się po czymś takim, co spotkało nas w Raciborzu. Powiedzmy sobie szczerze – to był mecz o utrzymanie. Może nie jest to jeszcze właściwy moment na wyciąganie pochopnych wniosków, ale skoro w takich spotkaniach nie stajemy na wysokości zadania, to nie ma się co spodziewać cudów. Być może po ostatnim domowym remisie z „dwójką” GKS-u Tychy za wcześnie uwierzyliśmy, że jednak jesteśmy w innym miejscu – podsumowuje trener Błyskawicy, okupującej aktualnie przedostatnią lokatę w ligowej tabeli, przy jednoczesnej niewielkiej, bo 3-punktowej stracie do raciborzan oraz ustrońskiej Kuźni.