Powtórki z inauguracji
Kolejny wyjazd z bliźniaczym scenariuszem zanotował w ten weekend Smrek Ślemień. Identyczny efekt finalny osiągnął także jego przeciwnik – beniaminek w stawce "okręgówki".
Gole w rywalizacji ekip z Żywiecczyzny padały po przerwie. W 55. minucie wzdłuż bramki dograł Alves Mota, a Tiago Soares dopełnił formalności i otworzył wynik spotkania. Zanim przebudził się beniaminek, Tiago zaprzepaścił inną dogodną sytuację, gdy zbyt długo zwlekał z decyzją o oddaniu strzału. Sokoła uratowała też poprzeczka przy strzale Bagatina. Ostatni kwadrans należał zdecydowanie do gospodarzy. W 79. minucie piłkarze ze Słotwiny wznowili grę z autu, akcję przenieśli z jednego skrzydła na drugie, skąd precyzyjne dośrodkowanie na głowę Kamila Urbańca wykonał Przemysław Jurasz. Po wyrównaniu Sokół zwietrzył swoją szansę, by w 90. minucie przechylić szalę. Rozegranie w podobny sposób zakończyła wrzutka Damiana Stawickiego i opanowanie na „długim” słupku Urbańca, który dał niedawnemu a-klasowiczowi kolejny w tym sezonie komplet punktów.
Przemysław Jurasz (szkoleniowiec Sokoła Słotwina): Ciężki mecz pod względem fizycznym. Raz, że był niesamowity ukrop i rywal mocno nastawiony, żeby powalczyć. Z przodu ma ekipa ze Ślemienia potencjał w postaci zawodników z innego kontynentu, którzy często wygrywali pojedynki „1 na 1”. W drugiej połowie zmieniliśmy ustawienie, częściej podwajaliśmy, było więcej agresji i obraz gry się zmienił. Trochę też z sił goście opadli, a my wykazaliśmy cierpliwość i „zimną głowę”, bo sytuacje już wcześniej się pojawiały, ale były jednak źle przez nas rozwiązywane.
Sławomir Bączek (szkoleniowiec Smreka Ślemień): Znów mamy czego żałować, bo to drugi mecz z podobnym przebiegiem. Zdobywamy prowadzenie, nie podwyższamy go mimo szans i zostajemy skarceni w końcówce. Pewne jest to, że potrzebujemy kogoś, kto będzie strzelał bramki, bo to ogromnie ważne przy wyrównanych meczach, jakie toczymy w lidze.