Włodarze Podbeskidzia oraz władze miasta Bielska-Białej przyzwyczaiły nas do hucznych prezentacji przed sezonem. Zawsze były baloniki, fanfary, występy – nazwijmy to – artystyczne (jeśli za takowy uznamy koncert Gosi Andrzejewicz). Nie było gwiazd ze szklanego ekranu, bo te najczęściej były... gospodarzami wydarzeń. W zeszłym roku ta rola przypadła Sebastianowi Staszewskiemu, wcześniej m.in. Bożydarowi Iwanowi, a w tym spikerowi Podbeskidzia, choć oczywiście o ujmie dla jakości mówić nie sposób. Z tych wszystkich atrakcji z poprzednich lat ostał się tylko... Beskidek, maskotka "Górali".

Prezentacja zespołu w tym roku odbyła się na Stadionie Miejskim w Bielsku-Białej, co również jest novum. Nie wszyscy jednak o tym wiedzieli. Brak zainteresowania czy też kiepski rozgłos imprezy? Nie nam to oceniać. Faktem jednak jest, że wydarzenie było bardzo skromne, także jeśli chodzi o przemówienia i deklaracje.

Philip Dormer Stanhope pisał przed laty: "Skromność – to jedyna pewna przynęta dla łowców chwały". Być może to jest jedna z tych rzeczy, której zabrakło "Góralom" wcześniej do sukcesu? Bo kiepską grę bielszczan tuszował z reguły cukierkowy marketing. Obecnie ta z pewnością daje pewne powody do optymizmu, szczególnie po wygranej 3:1 w ostatnim meczu kontrolnym z tylko w niewielkiej części ekstraklasowym Górnikiem Zabrze. Malkontenci powiedzą właśnie, że zabrzanie wyszli na sparing "drugim garniturem". Oczywiście, że tak, ale cieszy – w końcu – widok zespołu Podbeskidzia mającego jakikolwiek pomysł na grę. 

Za kilka dni ruszają więc rozgrywki Fortuny I Ligi, a na pierwszy strzał "Górale" mierzyć się będą z katowickim GKS-em. Ja się jednak cieszę, że nie było tej hucznej prezentacji, występów, baloników, itd. Najlepsza prezentacja, jaka może być dla zespołu jest pokazanie swego potencjału na placu gry. Cieszę się również, że nie było żadnych deklaracji. A nóż, może się miło zaskoczymy?!