Przygotowania w Ustroniu przebiegły w miarę planowo, zespół prezentował w sparingach i podczas treningów formę zwyżkową. Tymczasem ligowa rzeczywistość okazała się dla Kuźni nad wyraz bolesna. – Mamy duże problemy w defensywie, na których zimą nic nie zapowiadało. Tymczasem przegrywamy kolejne mecze, co powoduje, że w naszych poczynaniach wyraźnie brakuje pewności siebie i spokoju – klaruje szkoleniowiec Mateusz Żebrowski.
 



W świąteczną sobotę Kuźnia nie wykorzystała sposobności na przełamanie. Co więcej, poniosła najwyższą porażkę w tym roku, ulegając aż 0:4 na własnym terenie rezerwom tyskiego GKS-u. – Przegraliśmy zdecydowanie za wysoko. Stąd duży niesmak, bo zespół zostawił na boisku sporo zdrowia. Chęć przełamania była widoczna i paradoksalnie nie był to zły mecz w naszym wykonaniu – opowiada trener ustrońskiej ekipy.

Jedną z decyzji personalnych trenera Kuźni, w jakiejś mierze również będącą pokłosiem słabego wiosennego startu, była roszada między słupkami – Aleksandra Łubika „zluzował” Michał Skocz. I to jednak nie pomogło. – Mamy w drużynie dwóch równorzędnych bramkarzy, tym razem postanowiłem dać szansę drugiemu z nich. Rywalizacja będzie trwać nadal, mam nadzieję, że z pożytkiem dla całego zespołu, który wkrótce się odbije – podsumowuje Żebrowski.