- Kolejny mecz, już trzeci, w którym nie możemy dowieźć prowadzenia sprzed przerwy. Kolejny mecz bez czystego konta. Szanujemy ten punkt, ale nie wykorzystaliśmy swojej szansy na przełamanie - przyznaje Tomasz Kocerba, trener Spójni Landek. 

 

Landeczanie przyzwyczaili swoich kibiców, za wyjątkiem meczu z Przemszą Siewierz, że pierwsze połowy w ich wykonaniu są napawające optymizmem i tak też było w starciu z rezerwami GKS-u Tychy. Spójnia przejęła boiskową inicjatywę, nie pozwoliła rywalowi na wiele jeśli chodzi o ofensywne próby. W 10. minucie bramkarz gospodarzy obronił sytuację sam na sam, w której znalazł się Giorgi Merebaszwili. 4 minuty później ekipa z Landeka objęła prowadzenie, gdy piękną, kombinacyjną akcję swojego zespołu strzałem z okolic 18. metra spuentował Patryk Fabian. 

 

Wydawać się mogło na wstępie drugiej części, że stare "demony" zostaną zażegnane przez Spójnię. Świetną okazję na zdobycie drugiej bramki dla landeczan miał Koki Togitani - zabrakło jednak szczęścia i wyrachowania. Wspomniane stare "demony" wróciły w 60. minucie. "Dwójka" GKS-u wyrównała po celnym uderzeniu gracza gospodarzy z okolic 20. metra. Jak się okazało, bramka ta ustaliła losy meczu, choć wcale tak być nie musiała. Spójnia ostatnie 10. minut grała w przewadze jednego zawodnika i w tym czasie miała dwie piłki "meczowe", aby przechylić szalę wygranej na swoją korzyść. W jednej sytuacji Wiktor Piejak zastopowany został po uderzeniu głową przez bramkarza tyszan, a następnie spudłował z bliskiej odległości po rzucie rożnym.