Wczoraj bezbramkowym remisem z rywalem na szczeblu II ligi podzieliła się „jedynka” Podbeskidzia. Śladem tym podążył dziś zespół rezerw, który rywalizował z Decorem Bełk. Czy takie właśnie rozstrzygnięcie rozpatrywać należy bardziej jako zysk „oczka” do tabeli, czy może jednak kolejną stratę? – Biorąc pod uwagę to, że w doliczonym czasie gry mieliśmy wyśmienitą „piłkę meczową”, to jest czego żałować. Ale przyznać trzeba, że i rywal miał swoje momenty, które mógł wykorzystać i strzelić tego zwycięskiego gola – mówi Tomasz Górkiewicz, szkoleniowiec bielszczan.

Wspomniana „setka” rezerw Podbeskidzia to zdarzenie z 93. minuty. Piłka trafiła na 5. metr do Michała Stempniewicza, który miał przed sobą tylko golkipera ekipy z Bełku, ale na przeszkodzie w odnotowaniu trafienia „last minute” stanęła poprzeczka. Co warte odnotowania, nie był to jedyny w niedzielę strzał gospodarzy w aluminium, zważywszy na ten Mateusza Ziółkowskiego z premierowej odsłony spotkania. Nie miało ono zarazem bynajmniej jednostronnego charakteru. Przyjezdni dochodzili do sytuacji, głównie w następstwie braku odpowiedniej koncentracji zawodników bielskiej „dwójki” czy też ich niefrasobliwości w rozegraniu piłki. Decor, z klarownym konceptem w sposobie gry na dzisiejszej wyjazdowe starcie, swój cel mimo wszystko osiągnął. Miejscowi żałować mogą, że zbyt małą intensywnością wykazywali się w pierwszej godzinie rywalizacji.

– To punkt, który owszem może się okazać ważny, ale żałujemy, że nie zwyciężyliśmy. Było to możliwe, gdybyśmy w kilku sytuacjach zachowali nieco więcej zimnej krwi. W naszym położeniu ta wygrana bardzo przydałaby się – komentuje trener Podbeskidzia II.