
Piłka nożna - I liga
Rada transferowa, czyli... żadna nowość
Prezes klubu, trener drużyny, skauci, dyrektor sportowy oraz przedstawiciele władz klubu i miasta – co to za wyliczanka?
Otóż zazwyczaj w takim składzie na przestrzeni 2018 roku obradowała tzw. rada transferowa w bielskim Podbeskidziu. To gremium właśnie powołane zostało po to, aby decyzje odnośnie spraw personalnych, a w szczególności pozyskiwania nowych piłkarzy do klubu, nie były podejmowane jednoosobowo. Pomysł ów wyjawił podczas spotkania z kibicami „Górali” nie kto inny, jak ówczesny dyrektor sportowy Podbeskidzia Andrzej Rybarski. – Kluczowe decyzje będą podejmowane nie tylko pod kątem sportowym, ale również z uwzględnieniem aspektów finansowych – wyjaśniał sympatykom drużyny, którzy taką koncepcję przyjmowali z optymizmem. A może będąc bardziej precyzyjnym – z umiarkowanym optymizmem.
Kilka dni temu w jednym z bielskich serwisów informacyjnych w temacie transferowym „uzewnętrznił się” obecny prezes Podbeskidzia Bogdan Kłys. – Dotychczas to trener określał profil zawodnika, którego potrzebował do gry, a dyrektor wyszukiwał i przeprowadzał transfer piłkarza pasującego do koncepcji nakreślonej przez trenera. Teraz za transfery odpowiedzialny będzie trener i ja – wypalił sternik I-ligowca. I dalej: – W pionie sportowym mamy dwóch skautów, byłych zawodników klubu – Grzegorza Więzika i Sławomira Cienciałę. W czwórkę tworzyć będziemy radę transferową. W tym gronie będą zapadały decyzje co do transferów piłkarzy.
Pierwsza myśl była oczywista. Wreszcie będzie fachowo, profesjonalnie, rzetelnie, przejrzyście, rozsądnie, itp., itd. Idzie, idzie... Ekstraklasa! Ale zaraz, zaraz... Rada transferowa? I tu – wracając do początku – brzmi jakby znajomo... – W obrębie pozyskiwania zawodników do zespołu braliśmy pod uwagę aspekty sportowe, cechy wolicjonalne, wiek, statystyki, potencjał transferowy oraz to czy zawodnik mieści się w zaplanowanym budżecie klubowym. Całość była dyskutowana w gronie ludzi pracujących w klubie, tj. scouci, trener, prezes – mówił nam tuż po rozstaniu z Podbeskidziem dyrektor Rybarski.
Nie wdając się zatem w daleko idącą polemikę, ocenę nowinki, czyli „operacji” pod szumnym kryptonimem „rada transferowa” pozostawiamy nierozstrzygniętą. I wybaczymy zawodną pamięć o ile... pacjent będący już od kilku lat w drodze przeżyje.
Kilka dni temu w jednym z bielskich serwisów informacyjnych w temacie transferowym „uzewnętrznił się” obecny prezes Podbeskidzia Bogdan Kłys. – Dotychczas to trener określał profil zawodnika, którego potrzebował do gry, a dyrektor wyszukiwał i przeprowadzał transfer piłkarza pasującego do koncepcji nakreślonej przez trenera. Teraz za transfery odpowiedzialny będzie trener i ja – wypalił sternik I-ligowca. I dalej: – W pionie sportowym mamy dwóch skautów, byłych zawodników klubu – Grzegorza Więzika i Sławomira Cienciałę. W czwórkę tworzyć będziemy radę transferową. W tym gronie będą zapadały decyzje co do transferów piłkarzy.
Pierwsza myśl była oczywista. Wreszcie będzie fachowo, profesjonalnie, rzetelnie, przejrzyście, rozsądnie, itp., itd. Idzie, idzie... Ekstraklasa! Ale zaraz, zaraz... Rada transferowa? I tu – wracając do początku – brzmi jakby znajomo... – W obrębie pozyskiwania zawodników do zespołu braliśmy pod uwagę aspekty sportowe, cechy wolicjonalne, wiek, statystyki, potencjał transferowy oraz to czy zawodnik mieści się w zaplanowanym budżecie klubowym. Całość była dyskutowana w gronie ludzi pracujących w klubie, tj. scouci, trener, prezes – mówił nam tuż po rozstaniu z Podbeskidziem dyrektor Rybarski.
Nie wdając się zatem w daleko idącą polemikę, ocenę nowinki, czyli „operacji” pod szumnym kryptonimem „rada transferowa” pozostawiamy nierozstrzygniętą. I wybaczymy zawodną pamięć o ile... pacjent będący już od kilku lat w drodze przeżyje.