Jak zwykło się mawiać w sportowym żargonie, pierwsza połowa była dla "rekordzistów" do wyciągnięcia wniosków i zapomnienia. Szybko stracona bramka, bo już po 120 sekundach, gdy Miguel Pegacha uderzeniem z bocznego fragmentu pola karnego pokonał Bartłomieja Nawrata, wprowadziła w szeregi Rekordu konsternację. Biało-zieloni nie potrafili odnaleźć swojej formy z ostatnich meczów, swojego ofensywnego potencjału i Piast przejął boiskową inicjatywę. To zaowocowało dla gospodarzy kolejny trafieniem, po prostym błędzie "rekordzistów" w defensywie. Wicemistrz Polski mógł w premierowej odsłonie pokusić się o trafienie kontaktowe, jednak swoich szans nie wykorzystali m.in. Matheus oraz Mikołaj Zastawnik. 

 

Tytułowe określenie "remontada" pochodzi z języka hiszpańskiego, więc nie dziwota, iż trener Rekordu, Jesus "Chus" Lopez Garcia wierzy w jego "magię". Jak się okazało, słusznie. Już w 21. minucie, a więc kilkadziesiąt sekund po rozpoczęciu drugiej części, sygnał do odrabiania strat dał Matheus, który wykorzystał rzut karny podyktowany za zagranie ręką przez jednego z zawodników Piasta. 2 minuty później ponownie mieliśmy remis. Zastawnik przytomnie dopadł do piłki odbitej przez golkipera gospodarzy po uderzeniu Tarasa Korołyszyna. To jednak było tylko preludium do dalszych wrażeń. 

 

Napędzeni "rekordziści" wierzyli, iż są w stanie wyciągnąć z tego spotkania coś więcej niż tylko remis. Zdezorientowany zespół z Gliwic nie był w stanie zatrzymać naporu bielszczan. W 30. minucie Matheus celnie przymierzył, po ziemi, z rzutu wolnego. Piast, co zrozumiałe, zdecydował się na wariant z lotnym bramkarzem. Ten jednak niesie za sobą ryzyko, że można zostać skarconym uderzeniem z dalekiej odległości. Takowym popisał się w 33. minucie Artur Popławski, ustalając wynik spotkania na 4:2, co stanowi niezłą zaliczkę przed rewanżem w Cygańskim Lesie, który odbędzie się w nadchodzącą sobotę o godzinie 19:00.