
Piłka nożna - I liga
Rewanżu za jesień brak. Czołówka marzeniem?
Spotkanie Podbeskidzia z GKS-em Jastrzębie było starciem sąsiadów tabeli Fortuny I liga. "Góralom", którzy przed sezonem celowali w awans, pozostała już walka o miejsce w TOP 5. Dziś mogli wykonać istotny krok w tym kierunku.
Jesienią w Jastrzębiu górą byli gospodarze, którzy pokonali bielszczan 2:1. Dlatego dziś podopieczni Krzysztofa Brede przystępowali do spotkania z wolą rewanżu. I to właśnie oni lepiej rozpoczęli widowisko na Stadionie Miejskim w Bielsku-Białej. W 13. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, piłka została wybita przez defensorów przyjezdnych wprost pod nogi Michała Rzuchowskiego, który ładnym uderzeniem z ostrego kąta pokonał Grzegorza Drazika. Odpowiedź zawodników z Jastrzębia była jednak stosunkowo szybka. Już w 21. minucie futbolówkę do bramki strzeżonej przez Rafała Leszczyńskiego wpakował Kamil Adamek, notabene były snajper Podbeskidzia. Chwil kilka później napastnik grający niegdyś dla Morcinka Kaczyce mógł świętować drugiego gola strzelonego przez swoją drużynę. Tym razem na listę strzelców wpisał się Kamil Szymura, który główką zwieńczył wrzutkę z kornera. Przewaga piłkarzy prowadzonych przez Jarosława Skrobacza z czasem powiększała się. Jeszcze przed przerwą GKS miał szansę, aby dystans powiększyć. Adamek sytuacyjnym uderzeniem "piętką" pomylił się jednak nieznacznie.
Bielszczanie przebudzili się w części rewanżowej, którą rozpoczęli z wysokiego "C". W 51. minucie "Górale" stanęli przed znakomitą okazją na doprowadzanie do wyrównania i... nie zmarnowali jej. Bartosz Jaroch rzut karny spożytkował w sposób najlepszy z możliwych. Jednak ci, którzy myśleli, że gospodarze wówczas pójdą za ciosem, grubo się pomylili. Pozostałe minuty upływały spokojnie, na próżno było szukać "setek", tudzież indywidualnych popisów piłkarzy. Przyjezdni posiadali optyczną przewagę, lecz nie miało to większego przełożenia na sytuacje bramkowe. Choć należy wspomnieć o licznych dośrodkowaniach w pole karne czy uderzeniach z dystansu. Z nimi radził sobie jednak bez zarzutu Leszczyński.
Bielszczanie przebudzili się w części rewanżowej, którą rozpoczęli z wysokiego "C". W 51. minucie "Górale" stanęli przed znakomitą okazją na doprowadzanie do wyrównania i... nie zmarnowali jej. Bartosz Jaroch rzut karny spożytkował w sposób najlepszy z możliwych. Jednak ci, którzy myśleli, że gospodarze wówczas pójdą za ciosem, grubo się pomylili. Pozostałe minuty upływały spokojnie, na próżno było szukać "setek", tudzież indywidualnych popisów piłkarzy. Przyjezdni posiadali optyczną przewagę, lecz nie miało to większego przełożenia na sytuacje bramkowe. Choć należy wspomnieć o licznych dośrodkowaniach w pole karne czy uderzeniach z dystansu. Z nimi radził sobie jednak bez zarzutu Leszczyński.