I to właśnie zawodnicy trenera Szymona Stawowego od początku przejęli kontrolę na wydarzeniami boiskowymi, czego dowodem była przewaga w posiadaniu piłki. W 15. minucie w dogodnej sytuacji znalazł się Jakub Puzoń, ale zbyt daleko wypuścił sobie piłkę w sytuacji sam na sam i ta padła łupem Radosława Pietrasika. Miejscowi odpowiedzieli strzałami Grzegorza Rzeszótki. Oba w dobrym stylu obronił Bartosz Grabowski. Najlepszą sytuację przyjezdnych zmarnował po pól godzinie gry Robert Janulek. Zawodnik Wisły otrzymał prostopadłe podanie z głębi pola, wyprzedził obrońcę i przestrzelił przy próbie lobowania interweniującego na przedpolu Pietrasika. Bramkarz LKS-u popisał się również dobrą interwencją przy strzale Artura Miłego w sytuacji sam na sam, kiedy umiejętnie skrócił kąt i sprawił, że piłka nie trafiła do jego bramki.

Wszystko wskazywało na to, że w pierwszej odsłonie goli nie zobaczymy. Tymczasem w ostatniej akcji Rzeszótko dośrodkował z prawej strony na głowę Mateusza Piątka i gospodarze schodzili na przerwę z jednobramkową zaliczką.
 


W drugiej połowie drużyna trenera Seweryna Caputy ustawiła się nieco niżej i czyhała na kontry, jednocześnie umiejętnie - i szczęśliwie zarazem - się broniąc. Goście cały czas częściej byli przy piłce i konstruowali akcje atakiem pozycyjnym. Narazili się tym samym na szybkie ataki gospodarzy. W 58. minucie zakotłowało się w polu karnym Wisły, a najsprytniejszy w zamieszaniu okazał się Kajetan Lach, który z 7. metra mocnym strzałem nie dał szans Grabowskiemu. Goście chcieli odpowiedzieć szybko i udało im się to 5. minut po stracie gola, kiedy Marcin Urbańćzyk wykończył dośrodkowanie Miłego z prawej strony boiska. Niebawem Pietrasik znów musiał ratować swój zespół w sytuacji sam na sam z Puzoniem. W 80. minucie miejscowych uratowała poprzeczka. Odpowiedzieli sytuacjami Marcina Marciniaka, który próbował lobować bramkarza gości, a następnie nie trafił bramkę z ostrego kąta. Do końca meczu Wisła przeważała, ale optycznej przewagi nie udało nie udało jej się przekuć na zdobycz punktową.

- Jak to w piłce, to że masz przewagę w polu nie znaczy, że wygrasz mecz. Zabrakło nam koncentracji przy stracie pierwszego gola, druga bramka gospodarzy miała w sobie dużo przypadku. Pechowo przegraliśmy mecz, ale liczy się to, co "w sieci". Gospodarze mieli na pewno więcej szczęścia, niż my - podsumowuje szkoleniowiec przyjezdnych.