Z racji historii meczów Spójni i Rekordu nie bez przypadku wyczekiwano konfrontacji jako ciekawej, ale również mogącej przynieść potencjalną niespodziankę. Kto spodziewał się jednak piłkarskich fajerwerków, ten mógł być nieco zawiedziony...

Obie drużyny dbały od startu gry przede wszystkim o to, aby nie ponieść bramkowych strat, co też nie powodowało nadmiernej liczby spięć w obu „16”. W 7. minucie w dobrej pozycji strzeleckiej znalazł się Kacper Kasprzak, ale futbolówkę posłał ledwie w boczną siatkę. Z kolei w 16. minucie próby z dystansu podjął się Dariusz Rucki, także nie osiągając spodziewanego celu. Dwa kwadranse zwieńczył tyleż mocno, co potężnie chybiony strzał Marka Sobika z okolic 14. metra. Na odnotowanie z premierowej połowy zasługuje jeszcze po stronie Rekordu uderzenie Ruckiego z rzutu wolnego z 41. minuty, z którym żadnych trudności nie miał Łukasz Krzczuk.

Spójnia? Odpowiedź IV-ligowca schowanego za „podwójną gardą” nastąpiła wpierw w 31. minucie, gdy wrzutka Mateusza Skrobola ze skrzydła spowodowała nieznaczną nerwowość w pobliżu „świątyni” bielszczan, oraz w minucie 33. oznaczonej „pudłem” Daniela Sobasa, przypadkowo przejmującego zagranie Kamila Żołny.
 



Już na wstępie rewanżowej części zrobiło się gorąco, bo w 48. minucie Marcin Czaicki zapewnił Rekordowi prowadzenie po asyście Szymona Szymańskiego. Był to moment przełomowy dla losów pucharowego finału. Po godzinie dystans wszak między zespołami wzrósł, a do grona strzelców dołączył w swoim stylu mierzący z rzutu wolnego Rucki. Podopieczni Dariusza Mrózka na dobre inicjatywę zdołali przejąć, by w kwadransie spotkanie wieńczącym efektownie przypieczętować skalp. W 85. minucie po kornerze przytomnie przed bramką Spójni odnalazł się Czaicki, w kolejnej akcji po wznowieniu gry od środka z podania Jana Ciućki skorzystał Żołna, wygrywając pojedynek „oko w oko” z Krzczukiem.

IV-ligowiec wystarczających argumentów, by przynajmniej pokusić się o gola honorowego nie miał. Najlepszą szansę, jeszcze przy prowadzeniu „rekordzistów” 2:0, miał Konrad Bukowczan, z którego strzałem po ziemi z bliskiej odległości poradził sobie mający dziś niewiele pracy Krzysztof Żerdka.