Spotkanie dostarczyło spodziewanych emocji. Były też w nim zwroty akcji. A finalne rozstrzygnięcie? Przerwało zwycięskie serie obu ekip, jednocześnie zachowały one miano drużyn niepokonanych. Kto cieszył się z podziału „oczek” w Czechowicach-Dziedzicach? – Myślę, że obie drużyny prezentujące się dziś solidnie – ocenia Jarosław Kupis, szkoleniowiec MRKS-u.

Gospodarze nie weszli jednakże dobrze w mecz, co kosztowało ich stratę gola w premierowych 45. minutach. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego wyżej od Mateusza Wrany wyskoczył Paweł Kulczyk, pokonując w 23. minucie Jakuba Świerczka. – Ta część meczu nam nie wyszła. Żałuję, że drużyna wyszła na boisko dziwnie stłumiona i nie realizowała tego, co zostało w szatni nakreślone. Brakowało nam jakości w środku pola – wyjaśnia trener czechowiczan.
 



Znacznie korzystniej miejscowi zaprezentowali się po powrocie do rywalizacji. W 57. minucie doskonały pożytek przyniosły zmiany zaordynowane przez trenera MRKS-u. Z precyzyjnej wrzutki Damiana Zajączkowskiego skorzystał Marcin Mizia. Inny z rezerwowych głową doprowadził do wyrównania. Czechowicki zespół nie zdołał pójść „za ciosem”. W 61. minucie strata piłki w środku pola umożliwiła Unii zbudowanie zabójczej kontry, w następstwie której ponowną zaliczkę przyjezdnym zagwarantował Michał Rycka. Z walki o korzystny wynik gospodarze nie zamierzali rezygnować. Swego dopięli w 78. minucie. Oskrzydlająca szarża Daniela Bryczka spowodowała, że jeden z defensorów ekipy z Turzy Śląskiej dotknął futbolówki ręką w „16”. Efekt? Rzut karny i bezbłędna egzekucja Łukasza Szędzielarza, co wcale nie było zwieńczeniem ciekawych zdarzeń w sobotnim starciu...

Końcowy fragment potyczki to swoista wymiana ciosów, w której oba zespoły miały szanse, by przechylić szalę wygranej na swą stronę. W szeregach MRKS-u niedosyt największy wywołały zmarnowane szanse Kamila Jonkisza Michała Czernka. – Zabrakło może trochę szczęścia, ale cieszy to, że podnieśliśmy się, bo 2 razy musieliśmy wynik „gonić” – kwituje Kupis.