To w przyjezdnym zespole należało upatrywać faworyta. Boiskowa rzeczywistość poniekąd to potwierdziła. – Zaczęliśmy zbyt bojaźliwie i MRKS uzyskał wyraźną przewagę, którą w pierwszej połowie niestety zdołał zamienić na gola – opowiada Bartosz Woźniak, szkoleniowiec Górala, kapitulującego w 34. minucie. Po kornerze najwyżej w polu karnym wyskoczył czechowicki defensor Marcin Mizia, który po centrze Pawła Kozioła nie dał szans Rafałowi Pawlusowi, dowodząc zasłużenie wyższości czechowickiego IV-ligowca.



Z premierowej części w pamięć zapadły również inne szanse MRKS-u. Wspomnieć należy "bombę" Bartłomieja Lorenca w poprzeczkę w 2. minucie gry czy strzały głową Kamila Jonkisza Damiana Zajączkowskiego – odpowiednio z 16. i 23. minuty – zgodnie mijające cel.

Druga część inauguracyjnej potyczki to „inna para kaloszy”. Beniaminek zagrał ze znacznie większym animuszem i wiarą w to, że może losy meczu odwrócić. W ślad za lepszym nastawieniem pojawiły się i szanse, by doprowadzić co najmniej do remisu, w tym najbardziej klarowne, gdy uderzenie Mateusza Bieguna w 72. minucie odbił Jakub Świerczek oraz z 82. minuty Karola Kubieńca głową o centymetry minęło spojenie słupka z poprzeczką. Defensywa MRKS-u – i to kluczowe dla rozdziału punktowych łupów – pod naporem jednak się nie ugięła. – Bardzo tego żałujemy, bo remis był w zasięgu. Jestem natomiast zbudowany postawą zespołu na tle przeciwnika o tak dużym potencjale – dodaje trener Górala.