Gospodarze ze znakomitej strony, przywołując na myśl formę z ubiegłego sezonu, zaprezentowali się w pierwszych 45. minutach sobotniej konfrontacji. Byli w nich do bólu skuteczni. Począwszy od gola w 9. minucie i celnej główki Dominika Kępysa w następstwie dośrodkowania Macieja Wojtyły, przez efektowne trafienie technicznym strzałem w okienko Macieja Marca, aż po finalizację Kacpra Śleziaka, któremu doskonale asystował Szymon Trybała. Prócz trafień pokrótce opisanych GLKS siatkę bramki LKS-u „dziurawił” jeszcze po dwakroć, konkretnie zaś czynił to odzyskujący strzelecką moc Kępys.

– Byliśmy wreszcie skuteczni, a gole zdobywaliśmy po ładnych akcjach. Przeciwnik nie miał zbyt wiele do powiedzenia, więc mieliśmy w przerwie duże powody do radości – komentuje Krzysztof Bąk, szkoleniowiec wilkowiczan, którzy po efektownej połowie wyraźnie spuścili z tonu.
 


Na murawie zameldowało się kilku zmienników, którzy jednak nie wnieśli w grę miejscowych dodatkowej jakości. W 76. minucie piłkarze z Wisły Wielkiej strzelili gola po stałym fragmencie gry, mogli też liczyć na swojego bramkarza, którzy doskonale parował uderzenia zawodników GLKS-u. Sam tylko Kępys śmiało mógł skompletować kolejnego hat-tricka, a i jego koledzy celowniki mieli rozregulowane, co stanowiło zupełny kontrast w porównaniu do tego, co kibice zobaczyli w Wilkowicach przed przerwą.