To nie było widowisko najwyższych lotów. Ale z punktu widzenia ekipy z Bestwiny, takowe nie musiało być. LKS już w 2. minucie objął prowadzenie. Maciej Kosmaty precyzyjnie dorzucił na głowę zupełnie niepilnowanego w polu karnym Kacpra Mielnikiewicza, a ten precyzyjnie ulokował piłkę w siatce. Od tego czasu przyjezdni nie forsowali zbytnio tempa, bo i nie musieli. Raz jeszcze zagrozili w 20. minucie, ponownie po dośrodkowaniu Kosmatego. BKS jednak był w tym meczu zupełnie bezproduktywny w ofensywie. W pierwszej połowie poza nieczystym uderzeniem Dawida Zielińskiego nie stworzył sobie żadnej sytuacji strzeleckiej. 

 

A może zatem w drugiej połowie bialska Stal rzuciła wszystko na jedną kartę, aby odrobić stratę? Otóż nie. Pojedyncze próby Mateusza Małaczka czy Ryszarda Borutki to było za mało, aby zaskoczyć golkipera LKS-u. Poza tym gospodarze nie mieli typowej "setki". W końcówce meczu zespół z Bestwiny mógł podwyższyć prowadzenie, lecz Szymon Kościuch został zatrzymany w sytuacji sam na sam przez Jana Syca i finalnie rezultat z 2. minuty nie uległ zmianie.