"Rekordziści" powtórzyli schemat znany z poprzednich meczów. A mianowicie... początek spotkania i wyjście na prowadzenie. 2. minuty potrzebowali mistrzowie Polski, aby rozmontować defensywę Legii. Dogranie z rzutu rożnego Stefana Rakicia na bramkę zamienił Mikołaj Zastawnik. W 5. minucie Rekord prowadził już 2:0. Tym razem z trafienia cieszył się Matheus, który sfinalizował piękną akcję swojej drużyny. Zapowiadało się "gradobicie", a wyszło? 

 

Szybkie dwubramkowe prowadzenie wprowadziło w szeregi biało-zielonych element zastoju. Nie chodzi o włączenie tzw. trybu ekonomicznego - to twierdzenie byłoby błędne, wszak Rekord cały czas miał znaczną optyczną przewagę, konstruował sytuacje bramkowe. Problem był z ich finalizacją. Tu wystarczy wspomnieć o okazjach Kacpra Pawlusa czy Erica Panesa. "Legioniści" natomiast wykorzystali jedną z nielicznych prób w 9. minucie. Rui Pinto skorzystał na stracie na Zastawnika. 

 

Druga połowa rozpoczęła się dla bielszczan jeszcze lepiej niż pierwsza. Tym razem biało-zieloni potrzebowali raptem 60. sekund, aby fetować bramkę. Znów na listę strzelców wpisał się Zastawnik, który precyzyjnie przymierzył z 10. metrów, a zanim piłka wpadła do siatki, odbiła się jeszcze od poprzeczki. W 24. minucie Dela zwieńczył doskonałe podanie od Pawła Budniaka. Jak się później okazało, gol ten zadecydował o ostatecznym kształcie rezultatu. Tym samym futsaliści Rekordu zdali "sprawdzian generalny" przed zmaganiami w Lidze Mistrzów, które startują już niebawem.