Podczas rywalizacji w Bełku miały miejsce rozliczne wydarzenia, przy których zdobycie punktów przez gości okazało się niewykonalne. Już w 3. minucie piłkę do własnej bramki skierował Marcin Habdas. Gola o tyle landeczanie mogli uniknąć, że arbiter – mimo pełnego oglądu i wiedzy – nie przerwał akcji, przy której zawodnik Decoru zagrał piłkę ręką „przy ciele”. Jakby nie patrzeć sytuacja opisana wzbudziła kontrowersje i nie była jedyną tego rodzaju podczas świątecznej potyczki. W 55. minucie również Spójnia mogła mówić o nieszczęściu. Sam sobie winien jest natomiast Karol Lewandowski, że strzał z rzutu karnego posłał tak, że futbolówka ominęła światło bramki. 120. sekund później sędzia powtórnie nie był sprzymierzeńcem gości – przewinienia, które skutkowałoby kolejnym „wapnem” nie podyktował mimo bezpardonowego ataku rywala, za moment podobne zdarzenie jeden z piłkarzy Spójni przypłacił żółtą kartką...

 


Pomeczowe analizy nie mogą owych momentów nie uwzględniać. – Podkreślić chciałbym na wstępie, że to nie sędzia przegrał nam mecz, ale jego decyzje były jednym z istotnych elementów splotu niefartownych dla nas wydarzeń. Szkoda, że miały miejsce sytuacje niezrozumiałe dla wszystkich. Także przeciwnik podobnie je zresztą oceniał. Apeluję, aby sędziowie prowadzący mecze usiedli w czasie świątecznym i dokonali pewnych refleksji. Warto czasem wczuć się w rolę piłkarzy i trenerów, którzy mogą czuć się w jakiś sposób skrzywdzeni – zauważa Dariusz Kłus, szkoleniowiec zespołu z Landeka.

Odnotować należy, że rywalizacja w Bełku obfitowała w większą ilość szans, aniżeli wskazuje na to skromny rezultat 1:0 na rzecz miejscowych. „Setkę” przyszło bronić Patrykowi Paweli, raz też rywale Spójni stemplowali słupek. W drugiej części aluminium zaliczył również w zamieszaniu Wojciech Pisarek, a już w 90. minucie Mateusz Wrana nie zachował w polu karnym Decoru przysłowiowej zimnej krwi. – Graliśmy nieźle. Cóż jednak z tego, skoro efektu punktowego z tego wyjazdu nie ma żadnego – dodaje zmartwiony trener Kłus.