Brak pełnego zadowolenia w bestwińskich szeregach to następstwo pierwszej części spotkania, w której gospodarze byli stroną przeważającą, w ślad za tym stwarzającą sytuacje bramkowe, ale jednocześnie nieskuteczną. Już w 3. minucie prawym skrzydłem w pole karne „wjechał” Maciej Kosmaty, ale strzał pomocnika wylądował na bocznej siatce. Niebawem zagrożenie piłkarze LKS-u stworzyli po rzucie rożnym. Rosły Jakub Krawczyk wyskoczył ponad golkiperem Iskry, ale głową skierował piłkę na poprzeczkę. Odnotować należy również szansę Damiana Gacka, którego uderzenie po „krótkim” rogu bramkarz gości sparował.

– Zastanawiam się, czy pierwsza połowa meczu nie była aby naszą najlepszą w tym sezonie. Szkoda, że nie zdołaliśmy okrasić jej golem, bo na niego zasłużyliśmy. Grałoby się nam pewnie łatwiej, a i efekt końcowy byłby bardziej pozytywny – zaznacza Sebastian Gruszfeld, szkoleniowiec bestwinian.
 


Obraz gry pomyślny dla ekipy z Bestwiny uległ odmianie po przerwie. Zespół z Pszczyny częściej przebywał w pobliżu „świątyni” LKS-u i choć nie był w stanie naprawdę poważnie zagrozić bramce strzeżonej przez Mateusza Kudrysa, to zarazem dobrze ograniczał poczynania gospodarzy. I właściwie jedynie próba Wojciecha Wilczka z półobrotu mogła znaleźć drogę do siatki, gdyby nie interwencja w porę defensorów Iskry.

Finalnie bezbramkowy rezultat żadnej z drużyn nie skrzywdził. – Uczciwie przyznać trzeba, że pierwsza połowa była dla nas, druga dla przeciwnika – w tej materii zapanowała pełna zgoda opiekuna bestwinian oraz prowadzącego Iskrę Jarosława Kupisa.