– Chyba aż za dobrze to wyglądało do pewnego momentu, jak na pierwszy w nowym sezonie mecz o stawkę – mówi na wstępie Krystian Papatanasiu, szkoleniowiec Błyskawicy, która w istnym dreszczowcu była w sobotni wieczór na najlepszej drodze, by przeciwnika rozgromić, a niedaleko później i... sensacyjnie pożegnać się z Pucharem Polski.

Planowo IV-ligowiec wyszedł na prowadzenie w 25. minucie. Dośrodkowanie ze skrzydła popisał się Marcin Wysiński, a skuteczną główką instynkt snajperski zademonstrował Alan Pastuszak. Ten sam zawodnik w 39. minucie nie zmarnował podania Krzysztofa Koczura i w sytuacji „oko w oko” przelobował Romana Nalepę. I nawet gapiostwo defensorów ekipy z Drogomyśla w 45. minucie, sfinalizowane trafieniem kontaktowym autorstwa Tomasza Szypera, nie zmąciło dobrego rytmu Błyskawicy. Wszak krótko po powrocie drużyn na murawę Koczur i Wysiński z asyst Marcina Jasińskiego uczynili pożytek, a rezultat 4:1 był wielce wymowny.
 


Trudno było zakładać, że Piast zdoła drogomyślan jeszcze „napsuć krwi”, ale tak się właśnie stało. W 60. minucie Dominik Loska przekroczył przepisy w polu karnym, szansy na gola dla swojego zespołu nie zmarnował Ireneusz Jeleń. Doświadczony napastnik był równie bezwzględny w dalszym fragmencie meczu. W 73. minucie dał cieszynianom nadzieję, aby pokusić się o skuteczny pościg, by w 89. minucie taki scenariusz uczynić realnym w podbramkowym „kotle”. – Błędy, jakie popełnialiśmy nie powinny się nam zdarzać. Większy żal mam jednak do postawy w ofensywie, bo brakowało utrzymania piłki, a gdy już dochodziliśmy blisko bramki wyglądało to tak, jakby każdy chciał strzelić gola – opowiada Papatanasiu.

O awansie – co z perspektywy kibica było rozwiązaniem idealnym – przesądził konkurs rzutów karnych. W nim na bohatera wyrósł golkiper gości Patryk Zapała, który obronił 2 strzały, w tym ten kluczowy... I. Jelenia.