
"To jest sport, a nie matematyka i nie ma gwarancji"
Adrian Olecki w tym tygodniu dołączył do sztabu szkoleniowego I-ligowego Podbeskidzia. Podobnie, jak za czasów „panowania” Leszka Ojrzyńskiego, będzie pełnił rolę asystenta pierwszego trenera. – Wracam do klubu, w którym zacząłem pracę jako 22-letni student drugiego roku na AWF Katowice. To był 2008 rok, minęło już prawie 11 lat od tego momentu. Czuję się związany z tym klubem emocjonalnie. Jeszcze większe wspomnienia przynosi stary stadion przy Żywieckiej. Pierwszy trening odbyłem na nim jako 10-latek w 1996 roku. Pamiętam, że to było w lecie, trenowaliśmy na głównej płycie pod okiem trenera Mirosława Szymury. Jest co wspominać, ale trzeba patrzeć do przód i realizować kolejne postawione cele. Mój powrót do klubu TS Podbeskidzie był niespodziewany, ale podchodzę do niego na spokojnie i koncentruję się na zadaniach – mówi Olecki, do którego obowiązków należeć będą... – Najważniejsze zadanie, to ścisły monitoring tego, co dzieje się w klubach naszych rywali. Tworzę na bieżąco analizy pod określonym kątem zgodnym z potrzebami trenera Krzysztofa Brede. Z racji tego, że jako trener wywodzę się z BBTS-u Podbeskidzie i znam to środowisko bardzo dobrze, zamierzam podjąć współpracę z zespołem rezerw. Przykłady Daniela Mikołajewskiego i Kacpra Kostorza działają na wyobraźnię chłopaków z drugiej drużyny. Postaramy się doprowadzić do sytuacji, w obliczu której w pierwszej drużynie pojawiać się będą kolejni wychowankowie – wyjaśnia.
Zajmujące aktualnie 5. pozycję Podbeskidzie traci aż 16 punktów do liderującego Rakowa Częstochowa. Do wicelidera z Nowego Sącza dużo mniej, bo 6. – To jest sport, a nie matematyka i nie ma gwarancji. Czy Raków Częstochowa już awansował? Ja bym sobie ręki nie dał uciąć, wystarczy seria kilku remisów, kartki, kontuzje i może być naprawdę różnie. Niedawno, po pierwszej rundzie nikt nie dawał szans na awans Górnikowi Zabrze, bo wydawało się to niemożliwe, a jednak gra dzisiaj w Ekstraklasie – zaznacza Olecki.
Niespełna 33-latek po rozstaniu się z „Góralami” pracował dla Piasta Gliwice, po odejściu z którego przez dłuższy okres nie był związany z żadnym klubem. – Cały czas byłem blisko piłki nożnej... kursokonferencje, artykuły, statystyki, setki meczów. Pojawiały się oferty, kilka konkretnych, ale żadna nie spełniała moich oczekiwań, dlatego je odrzucałem. Kiedyś przechodząc z piłki juniorskiej do seniorskiej, założyłem sobie, że albo będę pracował w piłce profesjonalnie, albo wcale. Ofert z wyższych lig nie było, jedynie same rozmowy, dlatego miałem przerwę. Natomiast okazuje się, że życie i praca poza futbolem są całkiem znośne i w pewnym momencie miałem nastawienie: wrócę to super, a jak nie, to nie. Zdrowie i rodzina są najważniejsze, a piłka nożna to praca, pieniądze można zarabiać inaczej – kończy nowy-stary członek sztabu Podbeskidzia.