Od początki gliwiczanie zostali zepchnięci do defensywy przez odważnych gospodarzy. To dość szybko zaowocowało trafieniem dla "rekordzistów". W 3. minucie Paweł Budniak wykorzystał dogranie z prawej strony. Odpowiedź Piasta mogła być niemal natychmiastowa, lecz na przeszkodzie stanął im słupek. Przez kolejne fragmenty spotkania byliśmy świadkami obopólnej wymiany ciosów, niczym w bokserskim ringu. Do czasu... W 13. minucie wynik spotkania podwyższył Matheus. Brazylijczyk instynktownie uderzył po ziemi tuż przy samym słupku. 120 sekund później wynik do przerwy ustalił Sebastian Leszczak, który wykorzystał przedłużony rzut karny. Ta sztuka reprezentantowi nie powiodła się natomiast w 18. minucie - wówczas górą był bramkarz Piasta. 

 

 

Prowadzenie 3:0 przed własną publicznością - cóż mogło pójść nie tak dla Rekordu? Pewnie można byłoby tak pomyśleć w przypadku innych rywali, ale to jest gliwicki Piast - aktualny mistrz Polski, który nie chciał tanio skóry sprzedać. Było to widać po agresywnej postawie, wszak arbitra w pewnym momencie mogła zaboleć ręka od pokazywania żółtych kartek. Ale w tym szaleństwie mogła być metoda. Po niewykorzystanym w 31. minucie rzucie karnym przez Matheusa gliwiczanie dostali wiatru w żagle i w przeciągu 180 sekund z 3:0 zrobiło się 3:2 i końcówka mogła być bardzo nerwowa dla bielszczan... 

 

Ci jednak w najważniejszym momencie meczu stanęli na wysokości zadania i szybko podcięli "skrzydła" ekipie z Gliwic. W 36. minucie Leszczak zdobył bramkę, a jakże, z rzutu karnego. W końcówce natomiast rywala dobiły trafienia Stefana Rakicia oraz Mikołaja Zastawnika i ostatecznie mecz zakończył się wygraną Rekordu 6:2.