Na wstępie – nawiązując do tytułu opisu konfrontacji – zauważyć trzeba, że kibice w Cieszynie wielkiego widowiska istotnie nie obejrzeli. – To był brzydki mecz, poziomem raczej nie za bardzo przystającym do ligi okręgowej – szczerze przyznaje Krzysztof Karpeta, szkoleniowiec Soły, która do Cieszyna zawitała w mocno przetrzebionym składzie. – Tym bardziej zdobyty punkt jest wartościowy. Pokazaliśmy góralski charakter, którego potrzebujemy, aby nawiązywać walkę z mocniejszymi rywalami – dodaje trener przyjezdnych.

W Cieszynie, po wyjazdowym remisie w Wiśle, nastrój po starciu w ramach 2. kolejki co najwyżej średni. – Mamy mieszane uczucia, bo tym razem jednak punkty straciliśmy, a mecz nam po prostu nie wyszedł. Popełnialiśmy sporo błędów, a równocześnie grając niewiele lepiej pewnie zapisalibyśmy na swoim koncie komplet. Jest więc czego żałować – tłumaczy Sławomir Machej, szkoleniowiec Piasta.

Drużyny wymieniły się ciosami już po upływie godziny spotkania. W 61. minucie Ireneusz Jeleń dośrodkował z rzutu rożnego, a głową pożytek uczynił z owej „centry” Maciej Kaczmarczyk. Goście cieszyli się po innym stałym fragmencie – rzucie z autu. W zamieszaniu podbramkowym wyrównanie dał Sole Marek Tabacarz. Gdyby któremuś z zespołów przyznawać wskazanie „na oko”, to powędrowałoby ono w kierunku cieszynian. Ich najlepsza zmarnowana szansa to uderzenie Jakuba Malinowskiego w poprzeczkę w pierwszej części potyczki. Okazję po stałym fragmencie – to w rewanżowej połowie – miał z kolei Dawid Plinta, pudłujący z 2. metra nad poprzeczką. „Rajczanka” zagrażała miejscowym za sprawą Daniela Gawła czy Szymona Zawady, lecz w tym przypadku mówienie o „setkach” byłoby na wyrost.