– Mógłbym w zasadzie ograniczyć mój komentarz do jednego – zostaliśmy najzwyczajniej okradzeni z punktów. Walczymy, harujemy, a przegrywamy w taki haniebny sposób – to jakże wymowny komentarz trenerski Krzysztofa Bąka, nawiązujący do wydarzeń dzisiejszego starcia w Goczałkowicach.

Goście już na wstępie przekonali się, że nie tylko z dobrze usposobionym rywalem przyjdzie im się mierzyć. Maciej Marzec w 3. minucie szarżował w polu karnym rezerw LKS-u, gdzie został stratowany przez spóźnionego z interwencją Szymona Kurowskiego. Sędzia Mariusz Woleń pozostał w tym przypadku niewzruszony, ku ogólnemu zdumieniu nie wskazując na „wapno”. Ekipa z Wilkowic zdołała jednak prowadzenie zdobyć za sprawą Dominika Kępysa, co najwyraźniej nieszczególnie „spodobało się” rozjemcy spotkania. Piłkarze „dwójki” wyrównali, a lepiej w bramkowej sytuacji zachować się mógł Richard Zajac. Niebawem miejscowym przyszło w udziale egzekwować... 2 rzuty karne. Ten, który zakończył się golem na 2:1 był następstwem kolejnej niezrozumiałej decyzji arbitra, wszak i zawodnicy LKS-u nie skrywali nią zdumienia.
 


Po przerwie działy się rzeczy arcyciekawe pod względem piłkarskim. Przeciwnik zawodnikom GLKS-u „odjechał” na 4:1, a ozdobą było przedniej urody uderzenie Mateusza Piesiura w same „widły”. Przyjezdni nie załamali się takim obrotem spraw i w kilkanaście minut całość dystansu odrobili bramkami autorstwa Marca i Kępysa. Gdy zdobycz wyjazdowa wydawała się realna, raz jeszcze w meczowy scenariusz wmieszał się sędzia Woleń. Po podyktowanym „z kapelusza” rzucie wolnym, optymalnie następnie wykonanym, goczałkowiczanie znów byli z przodu. Za moment rozjemca wyrzucił z boiska Szymona Trybałę, a mimo wielu przerw i doliczenia 7. minut do czasu regulaminowego zakończył potyczkę tuż za połową tego, co uprzednio zostało dodane.

I gdyby ktoś nie przyglądał się meczowi uważniej, mógłby stwierdzić na podstawie samego protokołu, że zmierzyły się ze sobą zespoły rywalizujące „na noże”. Żadnej atmosfery złośliwości na murawie jednak nie było, mimo to wspomniany rozjemca pokazał w niedzielę aż 12 (!) żółtych kartek. Tak to zepsute zostało widowisko z dobrym piłkarskim poziomem i tempem meczu godnym czołówki „okręgówki”. – Pal licho fatalne i kuriozalne decyzje, ale sposób zachowania tego pana był absolutnie niedopuszczalny. Lekceważenie, wyśmiewanie, a nawet obrażanie zawodników czy trenerów, to coś, z czym się nie spotykamy – dodaje szkoleniowiec GLKS-u.